H. Lee, "Zabić drozda", tłumaczenie Z. Kierszys, Wydawnictwo Zysk i s-ka 1996.
Wychodzę z założenia, że istnieją książki, których nie powinnam recenzować. Owszem, jak każdy, mogę napisać, czy podobały mi się czy nie, ale obawiam się, że dalsza ocena Joyce'a, Dostojewskiego, Balzaca, Miłosza, Marqueza i innych pisarzy należących już do kanonu, i reprezentujących poziom mistrzowski, przez czytelnika trochę obytego, ale nie mającego przynajmniej stopnia doktora nauk humanistycznych, byłaby rażącym nadużyciem. Mniej więcej takim jak pisanie przez rozgoryczonych gimnazjalistów recenzji lektur na Lubimy Czytać. (Wrrr, baba od polaka kazała mi przeczytać ten przydługi badziew a o dziwnie gadających rycerzach i jakiejś Danusi, więc pokażę wszystkim, jaka to głupia książka.) Nie mam nic do gimnazjalistów i sama przeżywałam katusze czytając Sienkiewicza, ale za moich czasów internet był w Polsce w powijakach, więc nie przyszło mi do głowy dzielenie się tą nienawiścią z całym światem.
Do książek, których nie odważę się recenzować muszę zaliczyć "Zabić drozda" Harper Lee. Powieść ta nie tylko zdobyła Pulitzera, ale także na stałe trafiła do kanonu literatury światowej. Jest to historia fikcyjnego miasteczka w Alabamie opowiedziana z perspektywy około siedmioletniej córki lokalnego prawnika. Jean Louise prawdopodobnie wiodłaby spokojne, wolne od trosk, życie, gdyby nie fakt, że jej ojciec broni w procesie o gwałt czarnoskórego mężczyzny oskarżanego przez białych. Akcja powieści dzieje się w latach trzydziestych, gdy Alabama miała jeszcze dużo do przepracowania w kwestii równouprawnienia tych, których najchętniej nadal widziałaby w roli niewolników. Fakt, że narratorem jest dziecko, istota względnie niewinna, mająca za najbliższą kobietę czarnoskórą kucharkę (jej matka zmarła, kiedy dziewczynka miała dwa lata) sprawia, że czytelnik patrzy na fabułę z zerowego, pozbawionego uprzedzeń punktu widzenia. Jean Louise dopiero uczy się, że większość dorosłych wokół niej jest zdolna określać poziom człowieczeństwa drugiej osoby na podstawie koloru skóry.
Rasizm jest dla mnie zjawiskiem strasznym, skandalicznym wręcz. Mimo wszelkich starań, mamy z nim do czynienia w Stanach Zjednoczonych, gdzie walczy się z nim od lat, ale nadal tkwi głęboko w sercach niektórych białych, którzy nie potrafią odnaleźć w sobie niczego wywyższającego ich ponad innych, więc skupiają się na kolorze skóry. Ku mojej rozpaczy, niektórzy skandalizujący populiści, uzurpujący sobie prawo do kandydowania na prezydenta USA, wykorzystują tę nienawiść i lęk, by zrealizować swój plan zdobycia urzędu. Niestety, z rasizmem mamy też coraz częściej do czynienia w Polsce, w której obecna władza zachowuję się tak, jakby chciała go legitymizować. W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi, zjawisko to w Polsce wydaje się marginalne, ale tylko dlatego, że nasze społeczeństwo jest niezwykle homogeniczne pod względem rasowym, a ludzie boją się tego, czego nie znają i za wszelką cenę starają się to wykluczyć. Miałam w swoim życiu przyjemność poznania ludzi różnych ras i religii. Nie ze wszystkimi się zgadzałam, ale zapewniam, że każdy z nich był pełnowartościowym człowiekiem. Tę prawdę usiłuje nam przekazać Harper Lee w swojej powieści.
Po przeczytaniu "Zabić drozda" zrobiłam mały research. Okazuje się, że książka ta jest jedną z najczęściej omawianych na lekcjach angielskiego w USA. Potem zrewidowałam moją pamięć i lektury, które sama przerabiałam. Z tych, opisujących dawną Amerykę, znalazłam tylko "Przygody Tomka Sawyera" Marka Twaina. Przerabiałam je w szkole podstawowej, więc zamiana nie wchodzi w grę. Jednak potem pomyślałam o gimnazjum i o tym, że jako "lekturę wybraną przez nauczyciela" musiałam przecierpieć kiedyś "Alchemika" Coelho. Dochodzę więc do wniosku, miejsce na lepszą książę w kanonie się znajdzie. Może powinniśmy pójść drogą amerykańskich uczniów i podyskutować o tym jak kiedyś wyglądały uprzedzenia i do jak absurdalnych i krzywdzących sytuacji mogą one prowadzić? Ale, co ja mówię, chwilowo szkoła kultywuje wartości narodowe, więc amerykański klasyk się raczej nie załapie.
"Zabić drozda" Harper Lee polecam każdemu. Ta książka otwiera jakąś szufladkę w ludzkiej wrażliwości i każe pomyśleć o tym, czy wojująca większość zawsze ma rację. Poza tym przygody Jean Louise i jej brata czyta się z niekłamaną przyjemnością. Można sobie uświadomić jak beztroskie było dzieciństwo, kiedy komputery i internet nie istniały nawet w formie projektu. To po prostu kawał dobrej literatury. I specjalnie nie odnoszę się tutaj do rozwiewającego nadzieje kontynuacji "Zabić drozda" - "Idź, postaw wartownika", ponieważ nie do końca wiadomo, czy książka ta została wydana na życzenie pisarki, czy żądnej zysków prawniczki, wykorzystującej staruszkę po udarze.