Å.Edwardson, "Pokój numer 10", tłumaczenie P.Urbanik, Wydawnictwo Czarna Owca, 2012.
Jest w
Skandynawii kilku autorów kryminałów, po których chwytam w ciemno. Nie mogę
powiedzieć, że każda napisana przez nich książka jest idealna, ale nigdy nie
zawiodłam się na tyle, aby czytanie przestało być przyjemnością. Do takich
twórców należy Åke Edwardson. "Pokój numer 10" to kolejny tom jego
cyklu, opowiadającego o komisarzu Eriku Winterze.
"Pokój
numer 10" to siódma część przygód policjanta z Göteborga, ale można ją czytać jak całkowicie
samodzielną powieść. W pokoju hotelowym zostają znalezione zwłoki niespełna
trzydziestoletniej kobiety. Jej ręka pomalowana została na biało. Jej gipsowy
odlew odnajduje się wkrótce po zabójstwie w dworcowej przechowalni bagażu.
Wszystko wydaje się nieodgadnione. Aby to skomplikować, policjanci przypominają
sobie, że inna kobieta, która zaginęła wiele lat wcześniej, była widziana po
raz ostatni w tym samym pokoju hotelowym. Zagadki jej zniknięcia nigdy nie
rozwiązano. Policja zastanawia się, czy te dwie, oddalone w czasie sprawy, mogą
się łączyć.
Kryminał Edwardsona to klasyczna zagadka kryminalna ze sprawą z
przeszłości w tle. Jednak rozwiązanie z klasyką nie ma nic wspólnego, co daje
czytelnikowi dużą dawkę nieprzewidywalności. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale
wspomnę, że historie z przeszłości mogą zaskakiwać swoim zagmatwaniem, a główny
podejrzany zmienia się co kilka stron. Zaskakuje jednak przesłanie książki. To,
że nie można uciec przed przeszłością. Błędy, które się kiedyś popełniło, mimo
perfekcyjnego zatuszowania, mogą wyjść na jaw i zacząć mścić się nie tylko na
nas, ale i na naszych bliskich. W tej sytuacji prawda, nawet najgorsza, wydaje
się najlepszym wyjściem, ponieważ zapobiega ona wybuchowi, którego skala, po
latach, może być olbrzymia.
Nie mogę jednak określić książki mianem ideału. Dlaczego? Ponieważ autor
w niezbyt umiejętny sposób wykorzystał całkiem ciekawy pomysł. Otóż "Pokój
numer 10" pełen jest retrospekcji, dzięki którym możemy poznawać nie tylko
fragmenty spraw sprzed lat, ale także zobaczyć na ile zmienili się bohaterowie
znani czytelnikom całego cyklu od dawna, ale nie z czasów ich początków w
wydziale śledczym. To zupełnie inni ludzie. Szkoda tylko, że retrospekcje są
wprowadzone w powieści w tak chaotyczny sposób, iż czasami dopiero po kilku
akapitach czytelnik domyśla się, że czyta o wydarzeniach z przeszłości.
Umieszczenie daty przed konkretną sceną, usunęłoby ten problem, jednak autor
wolał postawić na chaos, czym wprawia czytelników w stan nieustającej
irytacji.
W siódmym tomie przygód Erika Wintera widać również, jak bardzo
wyewoluowała ta postać. Komisarz z człowieka, dla którego związki były
mrzonkami, a praca sensem życia, zamienił się w statecznego ojca i partnera, gotowego
niemal na porzucenie śledztwa w toku, tylko po to, by spędzić więcej czasu z
najbliższymi. Przyznam jednak, że brakuje mi dawnego Wintera. Bowiem kwilenie
dzieci i ich problemy zdrowotne są zapewne urocze, ale jazz, whiskey i cygara
nadawały komisarzowi charakterystyczny rys człowieka wyjątkowego w swojej
prostocie. Szkoda, że autor wymazał z tego obrazu niemal wszystko.
Podsumowując, jest to książka warta przeczytania. Ale nie przypisałabym
jej hasła "czytaj, bo umrzesz". Jeśli jesteście zmęczeni po pracy i
chcecie skupić się na kryminalnej historii, albo nie macie czego robić w
pociągu i tramwaju, przeczytajcie ją. Jednak, jeśli okoliczności pozwalają Wam
na uważną i spokojną lekturę - sięgnijcie po coś innego.
O nie, nie - mogłabyś napisać, że to jedyny kryminał, który ma szansę dostać literackiego Nobla, a ja i tak bym tego nie przeczytała. Mam za sobą jedną jedyną powieść tego autora i wspominam ją bardzo źle. Na tyle źle, że mogę spokojnie powiedzieć, że był to jeden z najgorszych kryminałów jakie czytałam. Tak więc nie, nie, nie.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, autor bywa czasami bardzo chaotyczny i z tomu na tom coraz mniej chce mi się czytać jego książki. Także powoli zaczynam Cię rozumieć :)
UsuńMoim zdaniem tego autora cechuje swoista niekonsekwencja ;) raz pisze super dobrze a raz jakby tracił zapał i cała wenę. Moim zdaniem to książka należała do słabszych .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zgadzam się. Jeden tom, już nie pamiętam który, czytałam wyłącznie siłą rozpędu. Ta książka była średnia - całkiem niezła fabularnie, ale za wykonanie już niekoniecznie można autora pochwalić :)
UsuńGdzieś tam na liście kryminałów do przeczytania, będzie na mnie czekać ten tytuł, może w ramach nadrabiania zaległości uda mi się po niego sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Jeśli jest "gdzieś tam na liście" to powiem szczerze, że są lepsze kryminały do odrabiania. Najlepiej przełożyć go na koniec rzeczonej listy :)
Usuń