środa, 4 stycznia 2017

"Masakra profana" Jarosława Stawireja, czyli powieść o tym, jak Kościół zmienia nas na siłę

J.Stawirej, "Masakra profana", Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2011.
Jeżeli jesteście wrażliwi w kwestii potencjalnej obrazy uczuć religijnych, nie czytajcie tej książki. Moją recenzję też lepiej sobie odpuśćcie, bo jeszcze nawiążę do treści w "nieodpowiedni" sposób i ktoś znajdzie na mnie paragraf, a z prawem, nawet bezsensownym, nie wygram. Na razie odwołam się jednak do wolności słowa i napiszę parę słów, o powieści "Masakra profana" Jarosława Stawireja.
Czy można sobie wyobrazić gorszego głosiciela Dobrej Nowiny niż zapatrzony w siebie, hedonistyczny, niewierzący materialista pracujący w międzynarodowej korporacji? Na myśl przychodzą mi jedynie Hitler, Stalin i paru przywódców ISIS. Matka Boska nie była jednak aż taką masochistką i postawiła na człowieka z korpo. Nie pytając go o zgodę, uczyniła go prorokiem i, wbrew jego woli, wyposażyła w stygmaty, moc uzdrawiania i kilka innych świętych atrybutów. Dla głównego bohatera było to początkiem życiowej tragedii. Dzięki działaniom boskim stracił pracę i trafił do szpitala psychiatrycznego. A to dopiero początek. Nie chcę zdradzać całej treści, ale wspomnę, że na kartach książki znajdziemy samobójców, satanistów, Jezusa, zdeformowaną dziewczynkę i wyjątkowo inteligentną szynszylę. 
Jeśli opis wydaje Wam się osobliwy, bądźcie pewni, że nie zawiera się w nim nawet połowa uroku narracji. "Masakra profana" to powieść przepełniona brawurowym humorem, który być może, obraża jakieś uczucia religijne w tych, którzy je mają, ale także jest doskonałą satyrą na polską religijność ludową. Nie znajdziemy tu przewidywalnych rozwiązań. W momencie objawienia się Matki Boskiej, życie głównego bohatera rusza jak z kopyta i nie zatrzymuje się do samego końca. A ten ma miejsce wtedy, gdy boski wybraniec się poddaje. Nie pomagają układy z Jezusem i życie w odosobnieniu, Polak katolik swojego proroka znajdzie wszędzie i bez względu na jego rzeczywiste zdolności, czy też ich brak, będzie utrzymywać, że ten uzdrawia i czyni cuda. A bycie bożym pomazańcem, czyni go własnością wyznawców. Kościół, którego przedstawicielami są prości ludzi z prowincji, zostaje poddany krytyce. Obrzędowość, tradycja, czy wyimaginowane cuda, stają się dla mas czymś znacznie ważniejszym niż sam Bóg czy Matka Boska. Nie liczą się wiara i modlitwa, ale znaki. Brakuje tylko znanego z dawnych czasów handlu fałszywymi relikwiami, aby udowodnić, że religijność prostego ludu, oparta nie na znajomości Biblii, ale na tradycji i przyzwyczajeniu, niezbyt wyewoluowała od czasów średniowiecza. Jedynym co się zmieniło jest dostęp do mediów, pozwalających na relacje dotyczące domniemanego pomazańca. Jednak, o dziwo, nie są one przedstawiane w charakterze sensacji, ale z nadmierną nabożnością, którą doskonale znamy z reportaży telewizyjnych dotyczących Jana Pawła II. W końcu prorok- Polak to dużo lepiej niż "tylko" papież. Ciekawa jest też sama ewolucja głównego bohatera, który stopniowo z przebojowego yuppie przemienia się w pustelnika. Każda zmiana w jego charakterze nie jest jednak podyktowana wolą, ale sytuacją, w jakiej się znajduje. Po przejściu przez najgorsze męki i utracie wszelkiej nadziei, stara się cieszyć pozornie stabilną sytuacją, zdającą się wytchnieniem, ponieważ wie, że może być znacznie gorzej.
"Masakra profana" to ciekawa diagnoza polskiego społeczeństwa i jego wierzeń. Jednak ponury wydźwięk tej oceny wyrównuje brawurowy czarny humor i tempo opowieści. Jedynym utrudnieniem podczas delektowania się tą książką może być wewnętrzny przeciw wobec traktowania religii w krytyczny i rozrywkowy sposób. I choć uważam, że do wszystkiego trzeba mieć dystans, a uzasadniona, krytyczna analiza jest lepsza niż prawienie komplementów zgodnie z wolą ogółu, tę książkę polecam tylko tym, którzy chcą się z nią zmierzyć. Bo nie dla każdego Matka Boska jest jedynie postacią literacką.

5 komentarzy:

  1. Taka perspektywa spojrzenia na religię i instytucję kościoła może być bardzo ciekawa i już czuję, że chętnie zapoznam się z książką. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu Twojej recenzji właściwie nie wiem, jak mam zareagować - a nie zdarza mi się to często ;) Jezus, korpo, zdeformowana dziewczynka i szynszyla? Jest tylko jedna rzecz, która mogłaby mnie odstraszyć od tej książki, a jest nią styl autora. Jednak nie piszesz o nim, więc domyślam się, że da się "Masakrę profana" pożreć. Ja z chęcią ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do stylu - nie zauważyłam w nim nic, co by mnie irytowało :) A akcja prowadzona jest chwilami w takim tempie i z takim natężeniem absurdu i czarnego humoru, że naprawdę nie wiadomo, co powiedzieć, dopóki czytelnik nie zatrzyma się i nie zastanowi. Ale przeczytać warto :)

      Usuń