czwartek, 19 stycznia 2017

O wyboistej drodze do debiutu - o "Mojej walce 5" Karla Ovego Knausgårda

K.O.Kanusgård, "Moja walka 5. Powieść", tłumaczenie I.Zimnicka, Wydawnictwo Literackie 2016.
Tak, wiem, nie zaczyna się recenzowania cyklu od piątego domu. Zapewniam Was jednak, drodzy czytelnicy, że poprzednie cztery pochłonęłam niczym zahipnotyzowana. Prawdopodobnie jestem pod wpływem tej hipnozy do dziś, ponieważ pisarstwo Karla Ovego Kanusgårda wręcz uwielbiam. Także mój obiektywizm w przypadku jego prozy jest znacznie nadszarpnięty. Mimo tego, uważam, że moim obowiązkiem jest przybliżenie Wam piątego tomu "Mojej Walki".
O czym opowiada nam ten tom? Otóż, Karl Ove Knausgård, po roku piastowania posady nauczyciela na głębokiej północy Norwegii dostał się do Akademii Sztuki Pisania. Przeprowadza się do Bergen i zostaje studentem. Okazuje się, że wcale nie jest tak utalentowany i tak wyjątkowy, jak mu się wcześniej wydawało. Pisanie przychodzi mu z coraz większym trudem. Od początku musi sobie radzić nie tylko z lukami w wiedzy, ale i z brakiem umiejętności nawiązywania kontaktów towarzyskich. Przyczepia się więc do swojego starszego brata - Yngvego i stara się odnaleźć własne miejsce wśród jego przyjaciół. Jednak na przeszkodzie stoją problemy z alkoholem i fakt, że Yngve odbija mu wymarzoną dziewczynę. 
"Moją walkę" Kanusgårda trudno oceniać. Autor poddaje się w niej tak daleko idącej wiwisekcji, iż ciężko uwierzyć, że w tej powodzi bolesnej prawdy o sobie i innych, znajduje się jakieś kłamstwo, a nawet jeśli, zarzucamy je wadliwości ludzkiej pamięci, a nie intencji Karla Ovego. Musielibyśmy więc wydać moralno-literacki wyrok na żyjącego człowieka. Ta szczerość jest jednak, w moim mniemaniu, największą siłą całego cyklu. Knausgård niczego nie ukrywa i nie zataja, przez co widzimy go takim, jakim jest. A mówiąc o jego cechach, na długo przed wymienieniem listy zalet, przychodzą mi do głowy takie określenia jak bojaźliwy, neurotyczny, egoistyczny czy nieasertywny. I choć widać, że części z tych cech autor się wstydzi, bez jego egoizmu nie było by tej książki. Bo jak trzeba być zapatrzonym w siebie, aby napisać kilka tysięcy stron o własnym życiu? Jednak opowieść Karla Ovego broni się sama - napisana w dość emocjonalny sposób, jak na literaturę skandynawską, ale jednocześnie prosta w swojej formie, przemawiająca do czytelnika w sposób mu bliski. Choć w jej odbiorze, dużo ważniejsza od stylu, jest treść. A ta trafia wprost do odbiorcy, ponieważ każdy z nas musiał się kiedyś mierzyć z takimi samymi lub podobnymi problemami. I nie mówię tutaj tylko o życiu studenckim, młodzieńczych wyborach, pierwszych miłościach, ale o szukaniu własnej drogi, radzeniu sobie z ponurą, okrutną codziennością i śmiercią bliskich. A wszystko to wydaje się bardzo trudne, kiedy ma się dwadzieścia lat. Jeśli dołączymy do tego zestawu pisarską wrażliwość, ambicję i chęć tworzenia, robi się jeszcze trudniej. Droga Karla Ovego Knausgårda do debiutu, nie jest usłana różami, ale ciężką pracą, wieloma zawodami, zazdrością wobec kolegów, którym udało się szybciej, długimi okresami niemocy twórczej i zwątpieniem w to, że kiedykolwiek cokolwiek wyda. W międzyczasie trzeba żyć, a to wiąże się z dokonywaniem coraz to nowych wyborów, szukaniem kompromisów i współżyciem z ludźmi, które autorowi zawsze przychodziło z trudnością. Piąty tom "Mojej walki" to opowieść o tym, jak Knausgård z chłopca zamienia się w mężczyznę. Owszem, nadal ma w sobie coś z dziecka, nadal nie panuje nad sobą pod wpływem alkoholu, ale dojrzał do tego, aby znaleźć w życiu własną ścieżkę i nią podążać. O dziwo, udało mu się to dopiero w momencie śmierci despotycznego ojca, który mimo braku kontaktu z synem, ciągle miał wpływ na jego życie. Niestety, nic nie jest proste. W chwili, kiedy Karl Ove znajduje swoje miejsce w świecie literatury, swój sposób na pisanie, jego życie osobiste zamienia się z gruzy.
Jeśli chodzi o Knausgårda to mogę powiedzieć tylko jedno: czytajcie, czytajcie i jeszcze raz czytajcie! Nigdy nie spotkałam się z cyklem książek tak prawdziwych i pozbawionych autocenzury. Knausgård podaje nam siebie na tacy. Do nas należy decyzja, czy z tego skorzystamy. Jeśli jesteście w stanie znieść jego ciut artystyczny egoizm - nie wahajcie się. Ten tom trzyma poziom. Jest mi tak bliski jak część druga i czwarta, a tygiel uczuć w nim się znajdujący ściska serce tak jak tom pierwszy. Także polecam! Tylko zaznaczam, że Knausgårda trzeba czytać po kolei :)

13 komentarzy:

  1. Zbieram wszystkie części, chcę tak na spokojnie się w nie wczytać, spodziewam się wiele po tych lekturach. Czytałam kiedyś fragment pierwszego tomu przez ramię komuś w pociągu (wstyd się przyznać, ale nie mogłam się powstrzymać ;) ) i spodobało mi się. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ile razy zaglądałam ludziom przez ramię w tramwaju, żeby sprawdzić co czytają:) Masz do tej serii bardzo dobre podejście, bo większość cierpi między jednym tomem a drugim i zastanawia się, dlaczego jeszcze nie przetłumaczyli kolejnego. Już dziś boję się syndromu odstawienia po ostatnim, szóstym tomie :)

      Usuń
    2. Niektóre serie mogę rozparcelować w czasie, bez szkody dla fabuły, klimatu, wrażeń, jakie wywołują poszczególne tomy, jednak z innymi obawiam się to zrobić, wydają mi się zbyt cenne, no chyba, że przypadkowo trafię na środkowe ogniwo czytelniczego łańcucha. :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam wcześniej o tych książkach. Bardzo mnie zachęciłas swoją recenzja także poszuka pierwszego tomu u mnie w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A miałam wrażenie, że pisali o nich wszędzie :) Cieszę się, że udało mi się namówić kogoś do rzucenia okiem na mojego ulubionego pisarza :)

      Usuń
  3. Zaczynam poszukiwania pierwszego tomu, bo wydaje mi się warty zainteresowania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. w ogole pierwsze slysze ale podoba mi sie recenzja wiec bede miec na uwadze :) pozdrawiam i zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Dla mnie Knausgård był wielkim odkryciem :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Skoro mam czytać, czytać, czytać, to chyba nie mogę odmówić:) Raczej nie boję się egoizmu autora (wydanie książki zawsze wymaga choćby odrobinki miłości własnej), ale liczba tomów mnie przytłacza. Nie wiem czy jestem gotowa na tak długą literacką podróż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako niepoprawna fanka Knausgårda muszę powiedzieć, że warto spróbować ;)A tak bardziej serio - "Moja walka" jest chyba jedną z tych książek, które można albo kochać albo nienawidzić. Trzeba do niej zajrzeć, żeby dowiedzieć się, czy przypadnie nam do gustu. Mnie ilość tomów nie przeraziła, ponieważ kupowałam je po kolei, ale widzę, ile miejsca zajmują na półce :) Dlatego nie będę namawiać za wszelką cenę, ale radzę mieć Knausgårda na uwadze, kiedy przyjdzie ochota na długą literacką podróż :)

      Usuń
  6. Skoro trzeba po kolei, to muszę poczekać, aż upoluje pierwszy tom:) dobrze, że wspomnialas o tym, zwłaszcza że recenzujesz tom 5 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed pisaniem tej recenzji żałowałam, że nie zaczęłam prowadzić bloga wcześniej, mniej więcej dwa i pół roku temu, kiedy czytałam pierwszy tom :) A książki polecam i muszę przyznać, że pierwszy tom jest mocnym wejściem w świat Knausgårda :)

      Usuń