czwartek, 4 maja 2017

O takiej pięknej katastrofie, czyli "Oryks i Derkacz" Margaret Atwood

M.Atwood, "Oryks i Derkacz", tłumaczenie M.Hesko-Kołodzińska, Wydawnictwo Prószyński i Spółka, 2016.

Jak może się czuć ostatni człowiek na Ziemi? Zagrożony, samotny, pozbawiony nadziei... A co jeśli ma jeszcze zadanie do wykonania? Margaret Atwood w powieści "Oryks i Derkacz" opisuje historię takiego człowieka i wprowadza czytelnika w świat, który nie tylko przeraża, ale i zmusza do zastanowienia się nad tym, co robimy z naszym domem, Ziemią.
Głównym bohaterem pierwszego tomu trylogii Margaret Atwood jest Yeti. Nie jest to jednak legenda z Himalajów. Yeti niegdyś, w czasach przed wielką zarazą, był Jimmym. Teraz został prawdopodobnie jedynym człowiekiem na Ziemi. Pod swoją opieką ma grupkę genetycznie zmodyfikowanych następców ludzkości, którzy w nowych warunkach radzą sobie znacznie lepiej niż on. Yeti, pragnąc zaspokoić swoje podstawowe potrzeby wyrusza w podróż do ruin dawnego świata. Podczas wędrówki wspomina swoje życie i zastanawia się nad tym, co doprowadziło do katastrofy. Wraca także pamięcią do ludzi, którzy są jej winni i szuka nadziei na to, że może być lepiej. 
Świat sprzed katastrofy, zarysowany przez autorkę, to nasza niedaleka przyszłość. Wszystko wydaje się znajome, ale jednak trochę inne. Modyfikacje genetyczne towarzyszą ludzkości na każdym kroku, syntetyczne jedzenie staje się normą, ale zasobów i tak brakuje, więc wszędzie, poza specjalnie ochranianymi ośrodkami badawczymi, jest bardzo niebezpiecznie. Coraz częściej atakują ludzkość zmutowane bakterie i wirusy. Trudno nie zauważyć, że świat zbliża się do upadku. Właśnie w takich warunkach dorasta Jimmy i jego przyjaciel - Derkacz. Ten pierwszy nie należy do orłów, ale ma bardzo dobrze rozwiniętą inteligencję emocjonalną. Drugiego możemy nazwać geniuszem, który mimo wielkiej wyobraźni, nie potrafi radzić sobie z ludźmi. Tego, że przerażająca idea zrodziła się w umyśle geniusza, możemy się domyślić już na samym początku. Narrator pozwala nam jednak poznać większość jego historii. Przecież kiedyś Derkacz musiał być normalnym chłopcem. Czy zniszczył go świat, który poprzez nadmiar brutalności, pornografii i głupoty całkowicie wypaczył w nim moralność? Ciekawym jest obserwowanie genialnego naukowca z perspektywy dzieła jego życia. Derkaczanie, następcy ludzkości, są bowiem genetycznie pozbawieni naszych największych wad: agresji, popędu seksualnego niezwiązanego z okresem godowym, egoizmu, wiary w boskość. Co mówi to o ich twórcy? I czy istoty stworzone na kanwie człowieka, tworzące struktury plemienne, widzące na co dzień ruiny dawnego świata, będą zdolne do powstrzymania się od rozwijania kolejnej cywilizacji?
Powieść Atwood opowiada jednak nie tylko o katastrofie i tym, co do niej doprowadziło. Nie jest jedynie dywagacją dotyczącą tego, gdzie popełniliśmy błąd. Choć w niektórych dziedzinach wyraźnie widać, że to, co doprowadziło ludzkość do równi pochyłej, miało już miejsce. Atwood daje nam również lekcję do odrobienia. Przecież jest tyle rzeczy, które możemy powstrzymać. Czy naprawdę musimy za wszelką cenę ingerować w ewolucję gatunku ludzkiego? Nie łatwiej byłoby na chwilę zwolnić, zapomnieć o pieniądzach, i po prostu, racjonalnie i sprawiedliwie korzystać z zasobów, jakie mamy? Czy ignorowanie środowiska naturalnego wyjdzie nam na zdrowie? Czy zabawa kodem genetycznym może obyć się bez konsekwencji? Czy czasami nie lepiej poświęcić trochę sił na ratowanie innych gatunków zamiast wydawać majątek na wydłużenie ludzkiej młodości? Atwood w "Oryksie i Derkaczu" pozwala nam także przysłuchiwać się lekcjom, jakie Yeti daje nowym mieszkańcom Ziemi. Trudno nie zauważyć przewartościowania u człowieka, który niegdyś zachwycał się zdobyczami cywilizacji, a teraz mówi otwarcie o szanowaniu każdego elementu świata ożywionego.
Najwięcej refleksji wzbudza jednak to, w jak piękny sposób Atwood opisuje katastrofę. Robi to na tyle obrazowo, że czasami miałam wrażenie, że to nie Yeti, a ja wędruję po zgliszczach świata, który mógłby być moim własnym. W "Oryksie i Derkaczu" nie brak także subtelnego humoru, dającego nadzieję na to, że katastrofa nie jest definitywna.
Margaret Atwood napisała powieść postapokaliptyczną. Nie jest to jednak pusta opowieść o świecie opanowanym przez roboty, ale prawdopodobna diagnoza tego, co może stać się z ludzkością, jeśli nie powstrzyma swoich zapędów. "Oryks i Derkacz" to książka, której łatwo nie pozbędziecie się z głowy. Ale warto ją do tej głowy wpuścić i spojrzeć z boku na to, co na co dzień spychamy na margines świadomości. To lektura warta przeczytania. Ponieważ opis katastrofy stworzony przez Atwood naprawdę wciąga i sprawia, że tragedia wydaje się niemal tak piękna, jak straszna. 

8 komentarzy:

  1. Przemyślana, spójna, wizjonerska powieść. Świetny pierwszy tom, zwlekam nieco z rozpoczęciem drugiego, celowo odwlekam nieco tę czytelniczą przyjemność. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się :) Do tego Atwood porusza do głębi i sprawia, że jej książkę trudno wyrzucić z głowy. Sama nie mogłam się powstrzymać i jestem już w trakcie czytania drugiego tomu, mimo że pierwszy skończyłam całkiem niedawno :)

      Usuń
  2. Cieszę się, że książka Ci się spodobała :) To rzeczywiście przerażająca wizja przyszłości, która - niestety - zbliża się do nas wielkimi krokami. Chociaż jednak Atwood oczarowała mnie światem MaddAddama, to nigdy w życiu nie przebije "Opowieści podręcznej". Po tej książce można mieć koszmary.
    To teraz czekamy tylko na zamknięcie trylogii ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzieć, że się podobała to za mało - jestem zachwycona :) Świat, który wykreowała Atwood jest tak prawdziwy, że długo nie mogłam wyrzucić go z głowy. Teraz do mnie wrócił, ponieważ zaczęłam czytać "Rok potopu".
      A co do "Opowieści podręcznej" niewiele o niej wiem, ale czytałam ostatnio wywiad z Atwood, w której zauważyła związki między tą książką, a sytuacją kobiet we współczesnej Polsce. Ta opinia wystarczyła mi za rekomendację - z pewnością i tę powieść Atwood przeczytam :)

      Usuń
  3. Nie można zarzucić, że powieść nie zaciekawia i nie intryguje. Ja jeszcze nigdy nie czytałam powieści postapokaliptycznej. Nie wiem czy takie książki przypadną mi do gustu, ale będę miała w głowie ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o tego rodzaju powieści, Atwood pisze je mistrzowsko, dlatego naprawdę warto do nich zajrzeć :)

      Usuń
  4. Nie wiedziałam, czego spodziewać sie po enigmatycznym dla mnie tytule, a czytając Twoje wrażenia i spotrzeżenia na temat książki zamyśliłam się nad konwencją posapokaliptyczną, przed którą uciekałam w obawie refleksji zbyt dręczących... Czasami też przerażała mnie wizja spotkania z obrazem płaskim, wydumanym, przebrzmiałym, lecz widzę, że Margaret Atwood stworzyła świat daleki od monochromatycznej, suchej równiny, wprowadzając odbiorcę w przestrzeń odbieraną wszystkimi zmysłami. Cieszę się, że wskazałaś mi te niekwestionowane walory opowieści, która prawdopodobnie opatrzona etykietą kreacji świata po katastrofie, zostałaby przeze mnie całkowicie pominięta, a tak - może odważę się na wędrówkę z Yetim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Margaret Atwood tworzy doskonałe książki, nawiązujące do postapokalipsy i antyutopii. Naprawdę warto do nich zajrzeć :)

      Usuń