środa, 19 lipca 2017

O legendzie miejskiej, która zaszła za daleko, czyli "Święty Wrocław" Łukasza Orbitowskiego

Ł.Orbitowski, "Święty Wrocław", Wydawnictwo Literackie, 2013.

Dobrych pisarzy czyta się seriami. Dlatego też nikogo nie powinno dziwić, że sięgnęłam po kolejną książkę Łukasza Orbitowskiego. Tym razem przekonałam się, jak wygląda zderzenie wyobraźni pisarza z ideą miejskiej legendy. Niestety, muszę z przykrością przyznać, że spodziewałam się czegoś więcej.
Jedno z uboższych, wrocławskich osiedli. W blokach zaczyna dziać się coś tajemniczego. Najpierw dziwnie zachowują się zwierzęta, potem w blokach robi się coraz cieplej aż okazuje się, że pod tynkiem i tapetami całe osiedle zbudowane jest z czarnego, hipnotyzującego "czegoś". Mieszkańcy osiedla przestają normalnie funkcjonować. Nie wiadomo, co się z nimi dzieje, ponieważ nikomu, kto tam wszedł, nie udaje się wyjść. W dodatku całe miasto zaczyna czcić to niezwykłe miejsce nazywane Świętym Wrocławiem.
Legendy miejskie wzbudzają w nas niepokój. Dzieją się zbyt blisko, są niemal namacalne. Dlatego wydają się idealnym materiałem na horror. I początkowo tak jest: czarne ściany i pulsujące, hipnotyzujące ciepło w samym środku miasta skutecznie wprowadzają czytelnika w trans pochłaniania kolejnych stron. Podobnie jest z bohaterami - autentycznymi, reprezentującymi prawdziwe ludzkie słabości. Mamy więc maturzystkę, która zakochała się z wzajemnością w studencie, mającym praktyki w jej szkole. Mamy jej ojca - człowieka z problemami, starającego się odwieść córkę od związku tuż przed egzaminem dojrzałości. Mamy też szaleńca, który staje się prorokiem i dziewczynę, starającą się ubić interes na całym tym zdarzeniu. Mamy też dwie zazdrosne maturzystki, znęcające się nad wszystkimi, różniącymi się od nich. Mamy więc, przede wszystkim, przekrój wszystkich grzechów w wykonaniu ułomniej ludzkości. Autentyzm bohaterów to jedna z głównych zalet tej powieści. To właśnie dzięki nim jesteśmy skłonni uwierzyć w wydarzenia całkowicie nierealne, przekazywane z ust to ust przez ludzi, którzy sami nie wiedzą, co się dzieje. Po raz kolejny Orbitowski nawiązał też do kwestii kultu i religijności. Bowiem wrocławska anomalia, nazywana Świętym Wrocławiem szybko znajduje nie tylko swojego proroka, ale i wyznawców. Niestety, każdy z nich, zafascynowany hipnotyzującym osiedlem, chce w nim odnaleźć coś innego i to niekoniecznie dobrego. Nie wiadomo bowiem, czy Święty Wrocław to niebo czy piekło, a może coś niezwiązanego z chrześcijańskim postrzeganiem świata.
Jednak dobry pomysł i ciekawi bohaterowie to nie wszytko. Niestety, w książce sporo zgrzyta. Problemem jest narrator. Wiemy, że gdzieś jest i że jego świat obumiera, nie ma sensu. Widział on wszystko, co działo się z poszczególnymi bohaterami tej historii, więc przez moment może się wydawać, że jest on Bogiem, ale żadne bóstwo nie byłoby tak słabe i pozbawione mocy, nawet na końcu dziejów. Kim więc jest narrator i gdzie się znajduje? Odpowiedź na to pytanie pozostaje tajemnicą. I tu właśnie ujawnia się kolejny problem tej powieści. Sekrety i niedopowiedzenia sprawiają, że fabuła jest frapująca, ale w pewnym momencie jest ich zbyt wiele i trudno dopatrzeć się rozwiązania, chociażby, połowy. A szkoda, bo gdyby nie to, że mgła tajemnic całkowicie przykryła sens większości wydarzeń, byłoby dużo ciekawiej. Niestety, nie na wszystkie pytania otrzymujemy odpowiedź, a samo zakończenie wydaje się być kolejną zagadką.
"Święty Wrocław" to ciekawa, dobrze skonstruowana fabuła, która ma jednak pewne wady. Decyzję, czy zaglądać do tej powieści pozostawię jednak Wam. Są przecież i tacy, którzy lubią zakończenia pełne tajemnic. Sama jednak nad tę książkę przekładam inne utwory Orbitowskiego i z niecierpliwością oczekuję kolejnych.

7 komentarzy:

  1. No dobra, pierwsze rzeczy pierwsze - koteł!! Niech pojawia się na wszystkich zdjęciach! Ślicznych kotków w internetach nigdy za wiele ;)

    A teraz przechodząc do rzeczy: czytałam "Święty Wrocław" dość dawno temu. Wychodzi na to, że w 2013 roku:). Pamiętam niewiele, a właściwie tylko odczucia. Surrealizm i psychodelię. No i oczywiście ten cudowny kult zbierający wariatów, dewotów i właściwie wszystkich, którzy pragną jakiegokolwiek cudu. Ale, jak widać, książka nie przeszła próby czasu, bo o żadnym konkrecie się nie wypowiem. Po prostu nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu Karla Ove (nazwałam kota po Knausgardzie, chyba coś ze mną nie tak). Karl jest z nami od tygodnia i już chętnie pozuje. Dzisiaj dołączył do niego jeszcze drugi koteł - Lars i mam nadzieję, że będzie równie fotogeniczny :)
      A co to książki - prawda, nie przechodzi próby czasu. Mam ostatnio przestoje w recenzjach i piszę je po mniej więcej dwóch tygodniach od lektury i już po takim czasie miałam problem ze szczegółami. Łatwo było mi odtworzyć ogólne wrażenie, ale do całości zlewała mi się z innymi książkami tego autora.

      Usuń
    2. Ahahaha! Czemu mnie to w ogóle nie dziwi? :P Mówicie do niego pełnym imieniem, dorzucacie nazwisko czy jakieś zdrobnienie się przyjęło? ;)
      Rozumiem to bardzo dobrze. Czasami aż żałuje się, że nie usiadło się do recenzji szybciej, bo te szczegóły zacierają się w głowie i nie wiadomo co począć :).

      Usuń
    3. Przyjęło się Karl, Karlik albo Karluś i wychodzi na to, że Karlem Ove to on jest tylko jak coś zbroi :)
      Też chciałabym siadać do recenzji wcześniej, ale mam z tym ostatnio bardzo duże problemy. Pracuję jako redaktorka i nawet jeśli uda mi się znaleźć czas po pracy to bywa, że nie mam siły. Są takie dni, kiedy piszę niemal non stop przez osiem godzin i stworzenie czegoś twórczego po pracy przekracza moje możliwości ;(

      Usuń
  2. O, ja właśnie bardzo lubię tajemnice i niedopowiedzenia, dlatego będę musiała przeczytać. :) Wprawdzie nie wiem, czy od tej książki zacznę poznawanie Orbitowskiego (nic jeszcze autora nie czytałam), ale kiedyś z pewnością sięgnę.
    PS. Jaki piękny kotek! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tajemnice w książkach Orbitowskiego to norma, niestety tutaj nie zostają one rozwiązane. A na początek przygody z autorem polecam "Szczęśliwą ziemię" albo "Tracę ciepło" - w tych książkach też jest tajemniczo, ale wszystko na końcu staje się znacznie bardziej klarowne :)

      Usuń
    2. Dziękuję! Obie są bardzo interesujące, więc nie wiem jeszcze, od której zacznę. :)

      Usuń