poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Impresje dla ludzi o specyficznej wrażliwości, czyli "Morderstwo w ciemności" Margaret Atwood

M.Atwood, "Morderstwo w ciemności", tłumaczenie A. Żurkowska-Madziarska, Wydawnictwo Bellona 2009.

Margaret Atwood dołączyła niedawno do grona moich ulubionych pisarek. Zarówno trylogia "MaddAddam" jak i "Opowieść podręcznej" wstrząsnęły mną do głębi. Dlatego też dałam szansę opowiadaniom tej autorki zatytułowanym "Morderstwo w ciemności". Po ich przeczytaniu stwierdzam, że dobrym pisarzom też zdarza się mnie rozczarować, choć niekoniecznie z własnej winy. 
Opowiadania zawarte w tym zbiorze poruszają wiele różnorodnych tematów, od dzieciństwa po przemijanie, od miłości do tęsknoty. Teksty te są różnego rodzaju migawkami z życia, strzępkami rzeczywistości, wspomnieniami - drobnostkami przebijającymi się przez prozę codzienności opisanymi i ujętymi w ramy opowiadania, z którego zdają się wymykać.
O ile opis brzmi całkiem ciekawie, całość mnie rozczarowała. Właściwie to, co ujęłam w tych krótkich zdaniach to wszystko, co jestem w stanie powiedzieć na temat tego zbioru. Nie zrozumcie mnie źle, nie mogę zarzucić autorce braku kunsztu pisarskiego. W kwestii formalnej te teksty to majstersztyki. Ale zdają się przelatywać mi przez palce, przez głowę, nie zatrzymują się tam nawet na tak długo, bym potrafiła się do nich odnieść. Przeczytanie tych miniatur nie zajęło mi wiele czasu, ale liczyłam na to, że coś mi po nich zostanie. Choćby kobieca delikatność w okalaniu rzeczy słowem lub absurd opisywanych zdarzeń. Wiem, że te elementy można odnaleźć w słowach Atwood, ale nie jestem zdolna ich przywołać. Być może to jedne z tych tekstów, do których trzeba wracać wielokrotnie, by w pełni je pojąć. Te specyficzne impresje, często niezrozumiałe, zbyt niejasne, by dowiedzieć się o czym opowiadają, nie trafiają w mój gust. Mają w sobie coś z ulotności poezji, a ja nie mam ani krztyny poetyckiej wrażliwości. Dlatego po części zazdroszczę tym, którym uda się przywiązać do tych tekstów. Było tam jednak coś, co nawet mi udało wychwycić - relacje międzyludzkie, kwintesencja damsko-męskiej niejednoznaczności i smutek czy niedowierzanie, kiedy wszystko się kończy. Nasza naiwność w twierdzeniu, że między kobietą a mężczyzną zawsze wszystko będzie takie samo, nie osłabnie ani ogień, ani zaangażowanie, jest śmieszna. Jednak w impresjach Atwood możemy doświadczyć każdego z tych miłosnych etapów w ich esencji. I to jest właśnie w nich piękne.
Napisałam, ze jestem rozczarowana opowiadaniami Atwood i zdania nie zmienię. Jednak śmiem przypuszczać, że większość tego rozczarowania zrodziła się z moich oczekiwań. Pożądałam dosadnych tekstów, takich jak powieści tej autorki, które czytałam do tej pory. Dostałam coś innego. Na pewno było coś, co nie odpowiadało mojej wrażliwości. O tym, czy odpowiada Waszej zdecydujcie sami.

4 komentarze:

  1. Autorki nie znam, ale ostatnio udało mi się sporo dobrego przeczytać na temat jej książek. Jeżeli chodzi o ten tytuł, to raczej sobie go odpuszczę.

    Pozdrawiam
    zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam trylogię "Maddaddam" :) Jest naprawdę warta przeczytania :)

      Usuń
  2. Na początku Twojej recenzji pomyślałam, że do mnie raczej też nie trafi, ale teraz stwierdzam, że kto wie, może jednak? Zwłaszcza że lubię niejasność i ulotność. Choć i tak następną książką Atwood, którą będę czytać, będzie najprawdopodobniej "Serce umiera ostatnie". ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki "Serce umiera ostatnie" jeszcze nie czytałam. Czekam więc na tę recenzję :)
      A co do tej książki - jest ona na tyle specyficzna, że trzeba samodzielnie sprawdzić, czy wpasowuje się w nasz gust :)

      Usuń