wtorek, 28 listopada 2017

To nie jest tekst dla każdego... O filozoficznych inspiracjach, czyli dlaczego nie napiszę o "O Wierze" Slavoja Žižka.

Książka, której tu nie zrecenzowałam, czyli: S. Žižek, "O wierze", tłumaczenie B.Baran, Wydawnictwo Aletheia, 2008.

To nie jest tekst dla wszystkich. Wielu z Was się on nie spodoba. Jedni uznają mnie za wywyższającą się snobkę, inni za płaczliwą i dołującą wszystkich wokół defetystkę. Czuję się jednak zobowiązana do tego, żeby napisać te kilkaset słów. Dlaczego? Ponieważ w dzisiejszych czasach już niemal nikt nie czytuje filozofów. A naprawdę chciałabym, żeby to się zmieniło.
Pierwsze prawdziwe spotkania z filozofią zaliczyłam w wieku lat siedemnastu. Oczywiście o jej istnieniu słyszałam już znacznie wcześniej w szkole, jednak zawierano ją w mniej lub bardziej spójnych regułkach podawanych uczniom w formie "do wykucia" na lekcjach języka polskiego. Dopiero jako siedemnastolatka postanowiłam znaleźć w filozofii coś więcej niż podstawowe różnice między stoicyzmem a epikureizmem. Zaczęłam od krótkich, niezbyt skomplikowanych tekstów, które pozwoliły mi wdrożyć się w język, składnię i podstawowe pojęcia. Kolejnym krokiem były eseje i całe książki. Przyznam, że sprawiało mi to wiele trudności. Ale każde zdanie, które rozumiałam choć po części dawało mi wielką satysfakcję. I nie żałuję ani jednego przeczytanego słowa. Dziś, po dziesięciu latach nadal nie czuję się wystarczająco kompetentna, aby opowiadać innym o filozofii. Dlatego też, tak jak zapowiedziałam w tytule, nie zrecenzuję "O wierze" Slavoja Žižka. Jestem na to za głupia. Przyznam jednak, że ta książka sporo mi dała zarówno w kontekście treści jak zawartego w niej specyficznego humoru. Gdybym posiadała odpowiedni aparat krytyczny, chętnie bym Wam o niej opowiedziała. Niestety, nie potrafię i prawdopodobnie nigdy się tego nie nauczę. A jeśli nawet, z pewnością nie będę miała tyle odwagi, żeby to zrobić. Wystarczy mi to, że mogę się cieszyć własnymi zmaganiami w tekstami filozoficznymi.
Dobra - pochwaliłam się, że czytam mądre książki, a nic nie powiem o ich treści, bo wyszłabym na idiotkę. Super. Tylko co mi z tego przyszło? I po co w ogóle to piszę? Ponieważ, mimo że nie jestem w stanie oceniać tekstów filozoficznych, mogę powiedzieć, dlaczego warto po nie sięgać. Zacznijmy od czytania ze zrozumieniem, logicznego myślenia, zapamiętywania, definiowania czy przyswajania pojęć - skrzywieni przez szkolną testomanię radzimy sobie z tym wszystkim coraz gorzej. Czytanie tekstów filozoficznych pomaga opanować, czy też wytrenować te umiejętności. A uwierzcie mi, posługiwanie się nimi na co dzień naprawdę się przydaje. Proszę, zastanówcie się nad tym, kiedy ostatnio pozwoliliście sobie na solidny wysiłek intelektualny? Nie mówię tutaj o uczniach i studentach, ponieważ oni, przynajmniej w teorii, powinni się uczyć i podejmować naukowe wyzwania. Mówię o absolwentach, którzy zazwyczaj pracują na stanowiskach niewymagających od nich podejmowania wielkiego wysiłku intelektualnego. Owszem, często trafia się na zadania będące w jakimś wymiarze wyzwaniem, ale w większości nie doprowadzają one do rewolucji w sposobie myślenia. Często nie wzbudzają nawet żadnych wątpliwości. Rozleniwiamy się intelektualnie przez co coraz łatwiej nas nabrać, wcisnąć nam kit na każdy temat. Być może część z nas czyta książki, gra w gry logiczne, czy uczy się języków obcych. Ale ciekawy kryminał nie zrewolucjonizuje naszego życia, tak samo jak nie zrobi tego gra, czy kilka słówek po chińsku. Filozofia to potrafi, pod warunkiem, że się na nią otworzymy. Potrzeba bowiem sporo wysiłku by nadążyć nad rozumowaniem autora, zrozumieć, co chciał przekazać i skąd wywodzi się ten pogląd. I wierzcie mi lub nie, ale ten wysiłek nie tylko sprawia mi ogromną satysfakcję, ale także przynosi efekty w codziennym życiu w szybkości i łatwości rozumienia coraz to bardziej skomplikowanych struktur.
A teraz ostatnie pytanie. To, z powodu którego część z Was nazwie mnie smętną defetystką. Często myślicie o sensie życia? O tym, co cały czas pcha nas do przodu? W co wierzymy i dlaczego? O tym, skąd to wszystko się wzięło? Nie? Zazdroszczę. Mi przytrafia się to bardzo często, a muszę przyznać, że według mnie sens życia nie istnieje. Albo raczej nie potrafię go znaleźć. Tak samo jak istoty naszego istnienia. Czytając teksty filozoficzne widzę, że w swoich naiwnych poszukiwaniach sensu czegokolwiek nie jestem sama. Te same pytania zadawały sobie przez lata największe umysły. Znajdowanie odpowiedzi wychodziło im lepiej lub gorzej, ale próbowali. Dlatego ja też mogę próbować. A jeśli się nie uda... Cóż, nie będę jedyna w swoim poczuciu braku i pustki.
Zabrałam się za niepopularny temat, którego pewnie nie powinnam poruszać. Jednak zrobiłam to z potrzeby serca. Nie napisałam tego po to, byście sięgnęli po moich ulubionych filozofów, ale po to, byście zajrzeli do jakiegokolwiek tekstu zmuszającego do głębszych przemyśleń. Dlatego też nie wymieniam tu nazwisk (poza jednym, które zainspirowało mnie do napisania tego tekstu) i prądów. Każdy może wybrać coś dla siebie. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że choć jedna osoba dotarła do końca mojego wywodu. A jeśli nie? Trudno. Przecież i tak nic nie ma sensu. 

2 komentarze:

  1. Bardzo mnie ucieszył Twój wpis, bo masz rację, filozofia to coś ogromnie pomijanego w życiu, zarówno ogólnym, jak i intelektualnym. Ha, ja tak piszę, ale sam nie przeczytałem prawie nic ;). Coś próbowałem czytać w gimnazjum (nawet założyłem wtedy kółko filozoficzne w szkole, z którego nic nie wyszło, bo nie było nauczyciela od filozofii, a nikomu nie chciało się próbować zrozumieć filozofii samemu), ale jeszcze wtedy nic nie rozumiałem. Od tego czasu planuję kiedyś do filozofii wrócić, ale na razie jestem na etapie czytania esejów i prac naukowych związanych z feminizmem, choć planuję też wyjść poza tę dziedzinę. Szczerze mówiąc właśnie nad czytaniem Žižka myślałem ;). Myślisz, że "Metastazy rozkoszy" nadają się na początek poznawania tego filozofa?
    Swoją drogą, ja myślałem nad sensem życia i doszedłem do wniosku, że życie ma na tyle dużą wartość, że jest sensem samo w sobie. Tj. że jedynym sensem życia jest samo życie. Nie wiem, czy to ma sens, albo inaczej: dla mnie ma i mnie wystarcza do pewnego - bo nie pełnego, ale to już kwestia innych rzeczy - poczucia porządku we własnym życiu. Przynajmniej na razie.
    E tam, wcale nie wyszłaś na płaczkę, snobkę czy defetystkę. A już na pewno nie w moich oczach. Choć ja sam może postawiłem się w złym świetle, w końcu napisałem o własnym sensie życia, a to też dość osobiste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie osobistych rzeczy, przynajmniej w tym kontekście, nie stawia człowieka w złym świetle, ale raczej świadczy o jego odwadze. Rzadko rozmawiamy o tak ważnych tematach, tak jak o samej filozofii, a to czyni nasze życie płytszym. Niestety, im więcej zastanawiamy się nad różnymi rzeczami, tym więcej dziur odnajdujemy we własnym rozumowaniu. Dlatego może lepiej żyć w słodkiej nieświadomości.
      Jeśli chodzi o "Metastazy rozkoszy" Žižka to nic nie podpowiem, bo nie czytałam. Aczkolwiek wydaje mi się, że ten filozof korzysta z bardzo wielu nawiązań, więc może być trudny, jak na początek. Sama zaczynałam od Fromma, a w pierwszych latach sporo dała mi książka "Esej o człowieku. Wstęp do filozofii kultury" Ernsta Cassirera. W przystępny acz ciekawy sposób wprowadza w wiele zagadnień.

      Usuń