czwartek, 28 grudnia 2017

Prawda już nas nie przeraża, czyli "Mężczyzna w białych butach" Waldemara Ciszaka i Michała Larka

W.Ciszak, M.Larek, "Mężczyzna w białych butach", Wydawnictwo Czwarta Strona, 2016.

"Mężczyzna w białych butach" zaintrygował mnie już w zeszłym roku podczas przeglądania zapowiedzi wydawniczych. Bowiem swoista hybryda powieści i kryminału już sama w sobie wzbudza ciekawość. A jeśli dodamy do tego autorów: Waldemara Ciszaka, który przez wiele lat pracował jako prokurator i poznańskie śledztwa powinien znać od podszewki oraz Michała Larka - wykładowcę akademickiego, który podczas zajęć opowiada studentom polonistyki o tym, jak powinna wyglądać dobrze skonstruowana fabuła, możemy oczekiwać majstersztyku. A jako, że zabierałam się za tę książkę bardzo długo, moje oczekiwania rosły.
Książka duetu Ciszak i Larek opowiada o głośniej na całą Polskę sprawie dusiciela grasującego w okolicach wielkomiejskich blokowisk. Części swoich zbrodni mężczyzna dokonał w Poznaniu, na ratajskich osiedlach, dlatego też sprawą zajęła się wielkopolska policja. Ofiarami byli nastoletni chłopcy, których mężczyzna zwabiał do ich własnych domów, a następnie dusił. W "Mężczyźnie w białych butach" poznajemy historię tych przestępstw z kilku perspektyw - ofiar, prowadzących śledztwo, prasy czy samego zabójcy.
Gdyby słowo "paradokument" nie było nacechowane negatywnie tak nazwałabym tę książkę. Nie chcę jednak, by ktoś z czytelników na jej widok usłyszał w głowie melodię z "Trudnych spraw". "Mężczyzna w białych butach", mimo pozornej chaotyczności, jest bowiem dobrze napisaną historią, opisującą wir prawdziwych wydarzeń. Ów chaos wprowadzają przeskoki fabularne pomiędzy prowadzącymi śledztwo, mordercą, ofiarą czy artykułami prasowymi. Wydaje się jednak, że jest to dobrze przemyślany mechanizm - dzięki niemu sami plączemy się w wirze wydarzeń, w którym tkwili śledczy i udziela nam się panika wstrząsająca poznańskimi osiedlami. W czasach, gdy rodzice nie byli taksówkarzami swoich pociech, a większość dzieci chodzących do szkół podstawowych spacerowała z kluczem na szyi, pojawienie się obcego mężczyzny, który polował na chłopców było źródłem niewyobrażalnego strachu dla setek tysięcy mieszkańców. W końcu przykazywanie dziecku, by nie rozmawiało z obcymi i nie wpuszczało nikogo do domu to jedyne, co można było zrobić. Tę panikę i bezradność przeciętnych ludzi można bez problemu odnaleźć na kartach książki. I stanowi ona ciekawy kontrapunkt dla opisu pracy policyjnej, który oscyluje pomiędzy skodyfikowanym językiem raportów, a codzienną, pełną frustracji harówką funkcjonariuszy świadomych tego, że jeśli nie będą działać szybko, kolejny chłopiec może stracić życie. Sam fakt, że zbrodnia jest prawdziwa i ma miejsce w ciekawych, acz burzliwych czasach transformacji nadaje powieści dodatkowego, odrobinę dramatycznego rysu. 
Przepadam za książkami opartymi na faktach i cały czas dziwi mnie jak ludzie mogą dokonywać tak strasznych zbrodni. Jednak zauważam także, że morderstwa wymyślane przez przeróżnych autorów na potrzeby kryminałów stają się ostatnimi czasy tak potworne, że bez problemu są w stanie przyćmić te prawdziwe. W "Mężczyźnie w białych butach" efekt potworności czynów dusiciela kreowany jest poprzez zestawienie frustracji mordercy z relacjami jego ofiar. Jeśli pamiętamy o tym, że zbrodnie opisywane w książce miały miejsce naprawdę, otrzymamy efekt paraliżującej wręcz nienawiści do mordercy, który swoje polowanie zdaje się traktować jak każdą inną, normalną czynność. W tej specyficznej publikacji brakło mi tylko jednego - napięcia. W kryminale jest ono niezbędne, literatura faktu go nie wyklucza, nie wiem więc dlaczego w "Mężczyźnie w białych butach" jest go aż tak mało. Owszem, skoro cała historia oparta jest na faktach, od początku wiemy kto jest mordercą. Jednak miałam wrażenie, że czytając książkę jestem prowadzona po nitce do kłębka. Brakowało mi tych emocji sprawiających, że niemożliwym staje się odłożenie lektury na później.
Hybryda kryminału i powieści faktu to bardzo ciekawy pomysł. "Mężczyzna w białych butach" pokazuje, że jego realizacja może się udać. Książka duetu Ciszak i Larek zapadła mi w pamięć i przyznam, że cieszę się, że nie mieszkam już na poznańskich Ratajach, bo chyba nie umiałabym chodzić po tej dzielnicy bez oglądania się za siebie. Niech to będzie najlepsza reklama dla tej opowieści.

6 komentarzy:

  1. Bardzo mi się ta książka podobała; jej forma zapada na długo w pamięć. I każdy fan kryminału powinien ją przeczytać, aby się przekonać, czy mu przypadnie do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to "coś innego". Lubię takie eksperymenty i przyznaję, że mają one w sobie pewien urok. Dzięki tej książce łatwiej zrozumieć, że śledztwo to nie dramatyczne pościgi i nagłe olśnienia.

      Usuń
  2. Brzmi bardzo intrygująco. Tytuł z pewnością zapamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto zajrzeć do tej książki. To kryminał napisany w zupełnie inny sposób :)

      Usuń
  3. Czytałam ponad rok temu i niestety mało już pamiętam, gdzieś tam w czeluściach bloga powinna być recenzja :) Twoja mi się podobała.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Niestety boję się, że mi ta książka również wypadnie z głowy :)

      Usuń