E. Strout, "Bracia Burgess", tłumaczenie M. Maruszkin, Wydawnictwo Wielka Litera 2016
Kiedy przeczytałam krótki opis na okładce "Braci Burgess" Elizabeth Strout, pomyślałam, że mam pecha. Po raz kolejny trafiłam na książkę, w której pojawiają się prawnicy. To chyba jakieś fatum... Jednak "Braci Burgess" z pewnością nie wybrałam ze względu na opis na okładce. Do samej autorki przekonał mnie magazyn "Książki", którego recenzjom zazwyczaj wierzę. Dzięki jednej z nich przeczytałam "Mam na imię Lucy". Po "Braci Burgess" sięgnęłam już sama, wierząc, że szanse na to, że ktoś, kto napisał bardzo dobrą książkę, stworzy również bardzo złą, są nikłe. Nie myliłam się. "Bracia Burgess" to kilka godzin wciągającej, wzruszającej lektury na najwyższym poziomie.
Strout ma niezwykły talent do opisywania trudnych rzeczy za pomocą prostych słów. Czytając jej prozę, nie spotkamy się z szeregami zdań złożonych i wyszukanymi frazami. Jest to ewidentna zaleta, ponieważ, dzięki takiemu podejściu, bohaterowie "Braci Burgess" nabierają autentyczności. Również dialogi wydają się być niewymuszone. Każda z postaci mówi na swój sposób, ale tak. że równie dobrze moglibyśmy usłyszeć takie słowa od brata czy sąsiada. Zaletą prozy Strout jest naturalność. Dzięki niej język staje się elementem tła opowiadanej historii.
A o czym dokładnie opowiadają "Bracia Burgess"? O relacjach rodzinnych, międzyludzkich, o nieszczerości, przemilczaniu, chowanych urazach, ukrywanej agresji. O rozpadzie więzi. Ale także o społeczeństwie, które nie daje sobie rady z innością, z przezwyciężeniem własnych uprzedzeń. Głównymi bohaterami są tytułowi bracia Jim i Bob, oraz siostra bliźniaczka tego drugiego, Susan. Pochodzą oni z małego miasteczka Shirley Falls w konserwatywnym i purytańskim stanie Maine. Każde z nich żyje swoim życiem i zmaga się z własnymi problemami. Jim - odnoszący sukcesy nowojorski prawnik korporacyjny razem z kochającą żoną Helen cierpią na syndrom opuszczonego gniazda po wysłaniu na studia trójki swoich dzieci. Bob, również prawnik z Nowego Jorku, ale na znacznie niższym szczeblu, zmaga się nie tylko z rozwodem ale i traumą z dzieciństwa. Wszystko wskazuje na to, że w wieku czterech lat doprowadził do śmierci ojca, a sam nawet tego nie pamięta. Natomiast Susan, samotna i opuszczona zarówno przez braci, jak i przez męża, nadal mieszka w rodzinnym miasteczku i wychowuje tam samotnie nastoletniego syna, Zacha. W powieści starają się zachowywać status quo. Aż pewnego dnia Zach wrzuca świński łeb do pobliskiego meczetu, do którego uczęszczają Somalijczycy. Uporządkowany świat rodziny Burgessów zaczyna się walić.
Drugą, równie ważną płaszczyzną "Braci Burgess" są relacje społeczne. Na długo przed incydentem z udziałem Zacha do homogenicznego miasteczka wprowadzają się uciekający przed wojną i prześladowaniami uchodźcy z Somalii. Strout pokazuje nam zarówno ich niepewność, zagubienie w zderzeniu z całkowicie obcą kulturą i tęsknotę za własną ojczyzną, jak i postawę mieszkańców Shirley Falls, którzy z jednej strony mówią o tolerancji, a z drugiej cały czas traktują Somalijczyków jak obcych, nazbyt odbiegających od gloryfikowanego przez nich wzoru. Miejscowi krytykują przybyszów za brak znajomości języka, a sami zazwyczaj nie potrafią poprawnie wymówić nazwy ich narodowości w swojej ojczystej mowie.
Trudno mi znaleźć złe strony w powieści Elizabeth Strout i nie mam zamiaru doszukiwać się ich na siłę. Osiągnięcia autorki mówią same za siebie: za jedną ze swoich książek dostała Pulitzera, za inną, nominowano ją do Nagrody Bookera. W "Braciach Burgess" Strout wykorzystuje nie tylko swoje umiejętności opisywania psychologicznej głębi postaci i relacji społecznych, ale także korzysta z wykształcenia prawniczego, aby jak najlepiej ukazać czytelnikom mechanizmy, które rządzą życiem człowieka popełniającego wykroczenie lub przestępstwo. Autorka przedstawia nam błyskotliwą opowieść o tym jak ludzki egoizm zwycięża nad powinnościami i szeroko pojętą moralnością. Naprawdę warto się z nią zapoznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz