piątek, 17 marca 2017

O pięknie i trudach bycia rodzicem, czyli "Wiosna" Karla Ovego Knausgårda

K.O.Knausgård, "Wiosna", tłumaczenie M.Skoczko, Wydawnictwo Literackie 2017.

Karl Ove Knausgård to chyba mój ulubiony pisarz. Jeśli nie wierzycie, zobaczcie jak często opinie o jego książkach pojawiają się na blogu. Może nie czytam jego powieści w dniu premiery, ale zazwyczaj tuż po lekturze nie mogę się doczekać następnej. A Knausgård ma to do siebie, że ostatnimi czasy wydaje głównie cykle, więc tęsknota za kolejną częścią jest dużo dotkliwsza. Dziś podzielę się moimi wrażeniami po trzecim tomie "Czterech pór roku" - "Wiośnie". 
Poprzednie części cyklu składały się głównie z krótkich ni to opisów, ni to opowiadań i listów adresowanych do nienarodzonej córki pisarza. W "Wiośnie" jednak dziewczynka przyszła już na świat i staje się uczestnikiem historii opowiadanych przez Knausgårda. Oczywiście, jako niemowlę, ma dość specyficzny wpływ na życie rodzinne, jest jednak osią wydarzeń, które nie są taką sielanką, jak mogłoby się wydawać. Bowiem pisarz opisuje te epizody ze wczesnego dzieciństwa dziewczynki, kiedy zajmował się nią i resztą dzieci samodzielnie. Żona autora zmagała się wtedy z ciężką depresją. Knausgård formułuje swoje myśli w postaci trzech długich rozdziałów i epilogu, podsumowującego wszystkie wydarzenia. I za pomocą tych tekstów przedstawia przepiękną więź między ojcem i córką.
Nie jestem matką i, jak na razie, mam do niemowląt raczej negatywny stosunek. W przeciwieństwie do większości kobiet, zamiast się nimi zachwycać, boję się, że je skrzywdzę lub nie zrozumiem, czego właściwie ode mnie chcą, co skończy się nieustającym płaczem. Być może ma na to wpływ fakt, że z dziećmi wcale nie mam do czynienia i nie miałam okazji się wdrożyć. Dlaczego jednak o tym piszę? Otóż, jestem zmuszona przyznać, że Knausgård odrobinę przekonał mnie do macierzyństwa. Pokazując czym jest niezwykła więź miedzy dzieckiem a rodzicem, pisarz trafia do serc czytelników i zaskakuje niezwykłą szczerością. Sytuacja Karla Ovego nie jest łatwa - sam musi opiekować się czwórką dzieci, z których najmłodsze jest jeszcze niemowlęciem. Zajmuje się również żoną, niezdolną do wstania z łóżka. Nie tego spodziewamy się po pisarzu odnoszącym sukcesy na całym świecie. On jednak daje radę, choć nie jest ojcem idealnym. Wydaje mi się wręcz antytezą perfekcyjnych mamusiek z forów i blogów. Bowiem Knausgård przyznaje się do tego, że zdarzyło mu się zapomnieć butelki, zostawia niemowlę same w ogrodzie, a także nie zawsze potrafi zabezpieczyć wszystkie jego potrzeby. Dzięki tym drobnym błędom jest jednak autentyczny. Owszem, pisarz ten po napisaniu "Mojej walki" ma całkiem dużą wprawę w publicznym przyznawaniu się do błędów i kompromitujących sytuacji z własnego życia. Jednak porażki w wychowaniu dzieci zarówno u nas, jak i w Skandynawii są oceniane dużo bardziej krytycznie niż wszystkie inne ludzkie błędy. Jeśli nie wierzycie, przeczytajcie o wizycie Knausgårda w urzędzie zajmującym się opieką nad dziećmi. Jednak między tymi niedociągnięciami widać coś niezwykłego - wspaniałą wieź miedzy ojcem i jego potomstwem. Przywiązanie i miłość, budowane jeszcze w okresie prenatalnym, rozwijające się podczas codziennej opieki i licznych wspólnych chwil. Owszem, nie jest łatwo, jednak Knausgård nauczył się odnajdywać piękno w chwilach spędzanych wspólnie ze swoją gromadką, a także przełamywać swój własny egoizm, aby jego dzieciom żyło się jak najlepiej i by czuły, jak bardzo ważne są dla swojego ojca. Karl Ove napisał tę książkę dla córki, ponieważ chciał jej pokazać, że ulotne chwile spędzane razem są najpiękniejsze, a dzieciństwo, naznaczone szczególnym sentymentem, jest dla nas podstawą całego późniejszego życia. I dał jej przez to jeden z najwspanialszych prezentów.
Czy muszę jeszcze kogokolwiek przekonywać, że warto czytać Knausgårda? Mam nadzieję, że nie. Zapewniam jednak, że pisarz ten w swoich książkach pokazuje nam codzienność w taki sposób, że aż chce się ją przeżywać. "Wiosna" jest tego szczególnym przykładem. Bowiem w historii człowieka postawionego w sytuacji podbramkowej znajdujemy więcej nadziei niż bólu i żalu. Więcej poświęcenia niż rezygnacji. Więcej miłości niż strachu, "Wiosnę" polecam każdemu, kto chce docenić więź między dziećmi i ojcem, a także tym, którzy pragną dostrzec nadzieję tam, gdzie może jej brakować.

13 komentarzy:

  1. Mnie już nie musisz przekonywać - bardzo chętnie sięgnę po poprzednie jak i ten tom. Depresja poporodowa to bardzo ciężki przypadek. I chętnie przeczytam jak autor sobie poradził z tymi wszystkimi obowiązkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku depresja poporodowa nałożyła się chyba na nawrót depresji z innych powodów - Knausgård nie pisze o tym szczegółowo. A skoro nie muszę, to nie przekonuję :) I życzę miłej lektury!

      Usuń
  2. Każdy rodzic popełni jakieś błędy, niektóre będą drobne, a inne mogą mieć ogromne znaczenie dla przyszłości dzieci i relacji z rodzicami. Skandynawia faktycznie podchodzi do kwestii wychowania bardzo krytycznie, nie rozumiem niektórych rzeczy, a właściwie tego, co nimi powoduje.
    Książka, a w sumie cała ta seria, może wnieść duży wkład w poszerzenie patrzenia na niektóre kwestie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie cała seria wiele wnosi do postrzegania bliskości między dzieckiem a rodzicem, a w szczególności między ojcem a dziećmi. Mam wrażenie, że relacja mężczyzny z potomstwem jest niedoceniana i w polskiej kulturze ojcowie często są usprawiedliwiani, jeśli zaniedbują dzieci. Knausgård pokazuje nam skandynawski model rodzicielstwa, gdzie ojciec biorący urlop, by zając się swoją gromadką nie jest niczym nadzwyczajnym. A "Wiosnę", jak zresztą całą serię, polecam :)

      Usuń
  3. Mnie do książki nie trzeba dłużej przekonywać, chętnie przeczytalabym zmagania z rodzicielstwem autora.
    A co do Twojego negatywnego stosunku do dzieci, to jest ciekawe, że w naszej polskiej kulturze takie oświadczenie wywołuje od razu reakcję - ja sama pomyślałam, że nie, to na pewno przez to, że nie masz styczności z małymi dziećmi. Tak jakby brak wielkiego rozczulania się nad bobasem był czymś nie do końca właściwym. Matka Polka nie może przejść obok tego obojętnie i musi skomentować :D w każdym razie ja z moją wewnętrzna matka polka tym razem wygrałam i nie zamierzam nikogo ewangelizowac w kwestii dzieci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę przeczytać naprawdę warto :) Polecam
      A co do dzieci - dziękuję za powstrzymanie się od ewangelizacji XD A tak bardziej serio - to zdaje sobie sprawę z tego, że moja postawa jest dość niestandardowa. Ale to pewnie kwestia biologii, dojrzałości itd. Liczę się z tym, że instynkt macierzyński mogę poczuć dopiero grubo po trzydziestce. Może wtedy zamienię się w typową Matkę Polkę :)

      Usuń
  4. Właściwie, jak tylko widzę nazwisko Karl Ove Knausgård myślę z automatu Kath_Ova - zrośliście się już w moich oczach, zresztą trudno nie zauważyć podobieństw ;) Już Ci kiedyś pisałam, że chyba właśnie od tych książeczek wolałabym zacząć poznawać autora. "Moja walka" to jednak zbyt duży kaliber jak na początek. Ale wszystko z czasem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, przyznaję, że Ova w moim nicku nie jest przypadkowa :) Knausgård to moja mała obsesja, ale mam nadzieję, że całkiem niegroźna ;) I muszę przyznać, że te książeczki to naprawdę dobry pomysł na zapoznanie się z autorem, szczególnie, że w "Wiośnie" czuć ducha "Mojej walki" :)

      Usuń
  5. Troszeczkę przekonał do macierzyństwa? Ciekawe :)

    A ja nie miałam jeszcze niestety okazji poznać tego geniusza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszeczkę :) A to duży sukces, bo ja na rodzicielstwo raczej odporna jestem :)
      Nie wiem, czy Knausgård to geniusz, nie mi oceniać, Jednak sama jego pisarstwo uwielbiam i z całego serca polecam :)

      Usuń
  6. Twoje odczucia wobec małych dzieci w pewien sposób pokrywały się z moimi, choć ja byłam zbyt mocno zaangażowana w proces samorealizacji, aby dostrzegać piękno przysłowiowych pieluch. Z czasem się to zmieniło, czegoś brakowało, powstała pustka, którą pragnęłam zapełnić miłością inną niż do partnera. Wybrałam macierzyństwo i nie żałuję, więź rodzica z dzieckiem jest cudowna, wspaniałe uczucie. Oczywiście nie brakuje i gorzkich barw, ale na tym polega życie. Nikogo nie namawiam, bo każdy w swój sposób realizuje się w życiu, to tylko spostrzeżenia odnośnie Twojego wpisu. :) A po książkę z zainteresowaniem sięgnę. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - mam wrażenie, że instynkt macierzyński z czasem się pojawię i wtedy będę dostrzegać nie tylko minusy, ale i piękno bycia matką. Obecnie jestem na takim etapie, że chcę wreszcie poświęcić się swoim pasjom i znaleźć własny sposób na życie. A książkę polecam z całego serca :)

      Usuń
    2. Późno zostałam mamą, poszukiwałam dróg do samorealizacji, sprawdzenia się, poczucia złapania wiatru w żaglach licznych pasji i podróży. Teraz, jak już moje nastolatki tak bardzo mnie nie potrzebują, znów mogę siebie dopieszczać. :)

      Usuń