sobota, 10 czerwca 2017

Nie ma czegoś takiego jak zapomnienie, czyli "MaddAddam" Margaret Atwood

M.Atwood, "MaddAddam", tłumaczenie T.Wilusz, Wydawnictwo Prószyński i Spółka, 2017.

Każda trylogia ma swój koniec, czasami lepszy, czasami gorszy. Trudno zamknąć historię, którą czytelnicy żyją i której wyczekują. Dlatego też często można poczuć niedosyt i rozczarowanie po zakończeniu ostatniego tomu. W przypadku "MaddAddama" Margaret Atwood jest jednak zupełnie inaczej. 
W trzecim tomie trylogii losy resztek ludzkości, której udało się przetrwać śmiertelną zarazę, opowiada Toby. Przybliża nam ona nie tylko, tworzoną na bieżąco, opowieść o przetrwaniu kilku, pozostałych przy życiu, ludzi, ale i o Derkaczanach, nowej rasie, mieszkającej od niedawna tuż przy obozie niedobitków. Ma to niebagatelny wpływ zarówno na jednych, jak i na drugich. Toby nie skupia się jednak jedynie na teraźniejszości. Dzięki jej opowieściom poznajemy pełną przygód przeszłość Zeba i jego skomplikowane stosunki z pojawiającym się w poprzednich tomach Adamem Pierwszym. Mimo pozornie spokojnej egzystencji, życie ocalałych jest cały czas zagrożone. Wokół obozu kręcą się pozbawieni moralności paintbólowcy, którym także udało się przeżyć oraz zmutowane, niezwykle inteligentne świnie, zdolne do strategicznego myślenia i planowania kolejnych ataków.
"MaddAddam" dorównuje pozostałym częściom trylogii pod tym samym tytułem. Każdą z tych powieści można określić majstersztykiem samym w sobie, a w całości tworzą one postapokaliptyczny świat, który jest nie tylko przestrogą dla ludzkości, ale i literacką ucztą. Trzeci tom trochę mnie wzburzył ze względu na relację ludzi i Derkaczan. Ci drudzy mieli być następcami ludzkości, wolnymi od agresji, głodu, zabobonu, czy pożądania. Jednak ich genom budowany był na bazie ludzkiego DNA i z czasem okazuje się, że nie dało się do końca wyeliminować w nich tego, co my nazywamy człowieczeństwem. Uwidacznia się to właśnie w kontakcie z ludźmi. Powstaje system wierzeń i obrzędów, które nam wydają się irracjonalne, ale dla Derkaczan stanowią kolebkę religii. Przejmują oni również ludzkie zachowania, wynalazki i po części kształtują swoje życie na obraz i podobieństwo człowieka. To zatrważające z perspektywy nowego początku, ponieważ rasa przyszłości już na wstępie obciążona zostaje ludzkimi słabościami, determinują ich nasze potrzeby i cywilizacyjne błędy. Przede wszystkim jednak ludzkość wprowadziła w nieskalany świat Derkaczan poczucie zagrożenia, zmieniając ich życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Powieść Atwood mówi też wiele o egzystencji w obliczu w nieustannego zagrożenia. Podkreśla to historia Zeba, który niemal całe dorosłe życie uciekał, zmieniając miejsca pobytu i cele, a także tracąc możliwość przywiązania się do kogoś na stałe. Fakt, że staje się on jednym z idoli Derkaczan, tylko podkreśla wpływ ludzkości na to, co może nadejść. Muszę jednak przyznać, że poza historią Zeba, powieść nie jest bogata w sensacje i dramatyczne zwroty akcji. Nie uważam jednak, by była to wada, raczej podkreślenie tego, że nawet po katastrofie życie toczy się dalej, a świat pozbawiony mediów, maszyn i pędu za pieniądzem, jest po prostu normalny i spokojny, nawet jeśli gdzieś, z tyłu głowy, cały czas czuje się przerażający lęk przed jutrem. Trylogia Atwood to powrót do początków, do kolebki ludzkości. Tylko tym razem jej prekursorzy muszą zdecydować czy pragną być ludźmi, czy bogami. Moim zdaniem, ich wybór jest błędny. W przeciwieństwie do ponurej diagnozy naszego świata, jaki daje nam autorka.
Margaret Atwood stworzyła trzytomową antyutopię po to, by nas przestrzec przed zniszczeniem planety, na której dane jest nam żyć i całego środowiska naturalnego z powodu chorego pędu za technologią, rozrywką i bogactwem. Nasze życie może się skończyć w każdej chwili, staniemy się ułamkiem procenta wśród miliardów ofiar wielkiej katastrofy. Tylko wszyscy będziemy za ten kataklizm jednakowo odpowiedzialni.

4 komentarze:

  1. Oglądam własnie serial "Handsmaid's Tale" na podstawie powieści Margaret Atwood, a że uwielbiam dystopie (nawet napisałem na ich temat prace magisterską), to z wielkim zainteresowaniem przyglądam się twórczości tej autorki. Na pewno planuje przeczytać "Opowieść podręcznej", jak mi się spodoba, to zapewne sięgnę po kolejne książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam jeszcze serialu, ale mam go w planach, jako że też uwielbiam dystopie :) Jestem ciekawa, czy twórcom ekranizacji udało się uchwycić niepokój i rozpacz buchające z książki.

      Usuń
  2. Masz rację - sensacji w tej części niewiele, ale nie jest to problem. Mogłabym nawet powiedzieć, że zaleta, bo czytelnik nie skupia się na akcji lecz na tym, co kryje się pod powierzchnią. Chciałabym odczytywać tę książkę pozytywnie, jako zresetowanie ludzkości, ale zauważasz istotny problem - człowiekowi trudno jest zrezygnować z bycia bogiem. A to zmienia naprawdę wiele w wydźwięku tej trylogii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, w "MaddAddamie" można wyczuć nadzieję. Jest ona, co prawda, zanieczyszczona przez ludzkie słabości, ale istnieje. To najważniejsze. Poza tym, kiedy przypominam sobie tę ostatnią ludzką kolonię myślę, że wśród nas wciąż są ludzie, którzy potrafiliby żyć zgodnie z naturą. A to ważne, w obliczu nadchodzącej katastrofy.

      Usuń