niedziela, 23 lipca 2017

"Strażnik sadu" Cormaca McCarthy'ego, czyli genialna książka z jedną drobną wadą

C.McCarthy, "Strażnik sadu", tłumaczenie M.Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, 2010.

Trudno przejść obojętnie obok tak wielkiego nazwiska jak Cormac McCarthy. Czy jest wśród miłośników literatury ktoś, kto nie słyszał o "Drodze"? Sama postanowiłam zacząć moją przygodę z tym pisarzem od jego debiutu, uhonorowanego nagrodą Faulknera "Strażnika Sadu". Proza opowiadająca o Ameryce z czasów Wielkiego Kryzysu to jednak duże wyzwanie.
"Strażnik sadu" to historia dwóch mężczyzn i chłopca. Jeden z nich Marion Sylder to przemytnik, który przed laty zabił człowieka. Drugi to ponad osiemdziesięcioletni Arthur Ownby, mieszkający na uboczu. W pobliżu jego domu, w zbiorniku na odpady chemiczne ukryte zostało ciało zabitego przez Syldera mężczyzny. Z kolei chłopiec - John Wesley Rattner jest synem ofiary zabójstwa. Pewnego dnia ratuje on przemytnika, który wjechał samochodem do rzeki. Od tego czasu Sylder staje się jego mentorem. Młody Rattner nie wie, że to ten człowiek jest sprawcą zniknięcia jego ojca, którego niepotwierdzoną jeszcze śmierć postanowił pomścić.
Jeśli spodziewacie się wartkiej akcji i ciężkich moralnych wyborów nie znajdziecie ich w tej książce. To opowieść o powolnym życiu w Ameryce w czasach Wielkiego Kryzysu. Nikomu nie jest łatwo, każdy walczy o przetrwanie, a dolar ma dużo większą wartość niż może nam się wydawać. Niemal wszyscy są gotowi posunąć się do nielegalnych działań tylko po to, by przetrwać. Kłusownictwo czy przemyt są potępiane chyba tylko przez policję. To także opowieść o czasach, w których żyją jeszcze ludzie potrafiący zachwycać się przyrodą i korzystać z jej dobrobytu. Nie chodzi tylko o myśliwych i kłusowników, ale i o ludzi zdolnych do odnalezienia spokoju wśród natury i doceniania uroku prostego życia. Widać to w poetyckich opisach McCartychy'ego, który rozwodzi się nad pięknem malowniczych zakątków Tennessee. Te piękne obszary jeszcze przed industrializacją czarują w sposób dziś już dla nas niedostępny. "Strażnik sadu" zdaje się być hołdem pisarza dla czasów, które miały na McCarthy'ego duży wpływ, ale stały się jedynie mglistym wspomnieniem. Ciekawym wątkiem jest relacja młodego Rattnera i Syldera. Chłopiec spotyka mężczyznę przypadkiem i od początku łączy ich mroczny, przemytniczy sekret. Początkowo przestępca zdobywa zaufanie chłopaka, by ten go nie wydał. Później zbliża się do niego i zdaje się być najbliższym mu mężczyzną, substytutem ojca. Obydwaj nie mają pojęcia o tym, że to właśnie przez Syldera chłopak jest półsierotą i wraz z matką musi walczyć o swój byt. Czytelnik, mając tę wiedzę, odczuwa pewien dysonans. Czuje, że cała ta sytuacja jest irracjonalna, ale jednocześnie rozumie targającą chłopcem potrzebę męskiego wzorca. Warto wspomnieć też o tytułowym "Strażniku sadu", czyli Ownbym. To specyficzny człowiek, żyjący poza oficjalnym porządkiem. Mógł zgłosić policji fakt, że odnalazł ciało, ale tego nie zrobił. Tak samo jak nie zgłosił się nigdy do żadnego urzędu po pomóc. Wolał żyć sam w nędzy i nie mieszać się, nie być obywatelem. Niestety państwo się u schyłku życia upomniało się nawet o niego. 
"Strażnik sadu" to piękna książka napisana poetyckim językiem, którego urok można znaleźć w każdym zdaniu. To także opowieść o trudnych, zapomnianych czasach, mających swój urok, ale kojarzących się z codziennym trudem i monotonną walką o przetrwanie. I to właśnie największa wada tej powieści. "Strażnik sadu", mimo swojej bardzo dobrej konstrukcji i pięknych opisów jest bowiem odrobinę nużący, żeby nie powiedzieć nudny.

6 komentarzy:

  1. O tym autorze słyszałam na kanale "Tu czytam", Gosia polecała tego autora.
    Ja jeszce jednak nie czytałam nic jego autorstwa.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. McCarthy'emu z pewnością warto przyjrzeć się bliżej i poznać choć jedną książkę. Choć pisał on w specyficznym stylu, który mi akurat nie odpowiada.

      Usuń
  2. Ja przygodę z McCarthym zaczęłam od "To nie jest kraj dla starych ludzi", a ta książka jeszcze przede mną. Z tego co pamiętam, i mnie nie wciągnął jakoś mocno, choć nie było też tak, że czułam znużenie, niemniej "To nie jest kraj dla starych ludzi" porusza chyba więcej tematów związanych z moralnością. I mimo wszystko sięgnę kiedyś po "Strażnika sadu" - bardzo zaciekawiła mnie trudna relacja Rattnera i Syldera. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "To nie jest kraj dla starych ludzi" na razie jedynie oglądałam i to tak dawno, że nie wiedziałam nawet, że nakręcono go na podstawie książki. Do McCarthy'ego pewnie wrócę, ale wtedy, kiedy będę miała więcej czasu na skupienie się na lekturze i docenienie jej. Mam wrażenie, że "Strażnik lasu" trochę mnie nudził, ponieważ czytałam go zmęczona po pracy, kiedy miałam ochotę przede wszystkim na sen :)

      Usuń
  3. Nie wiem czy jestem gotowa na ta książkę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tę książkę trzeba być gotowym. Sama wzięłam się za nią w niezbyt odpowiednim momencie i efekty są takie, że wydawała mi się ona nudna.

      Usuń