niedziela, 26 listopada 2017

Gawęda, której odjęto brutalność, czyli "Mitologia nordycka" Neila Gaimana

N.Gaiman, "Mitologia nordycka", tłumaczenie P.Braiter, Wydawnictwo MAG, 2017.

Mitologię nordycką chciałam poznać od bardzo dawna, ale zawsze brakowało mi na to czasu. Problemem była też dostępność - długo nie mogłam znaleźć książki, która opowiedziałaby mi mity skandynawskie w przystępny sposób, tak jak kiedyś Parandowski przybliżył mi historie bogów starożytnych Greków i Rzymian. Sięgnęłam, co prawda, po "Eddę poetycką", ale choć nie mogłam odmówić jej uroku, przyznaję bez bicia, że mity opowiadane w formie pieśni to nie moja bajka. Dlatego też, kiedy w podpowiedziach na Storytel znalazłam "Mitologię nordycką" Neila Gaimana, postanowiłam wysłuchać jego wersji tych opowieści. I mam ambiwalentne odczucia.
Trudno opisać fabułę "Mitologi nordyckiej" Gaimana. Jest to bowiem autorska wariacja na temat historii znanych powszechnie od lat. Dzięki książce, utrzymanej w tonie gawędy przy ognisku, poznajemy opowieści o dziejach Thora, Lokiego, Odyna czy Frei oraz innych Asów i Wanów. Przeżywamy ich przygody związane z olbrzymami i innymi przedziwnymi stworami oraz to, co doprowadziło do nieuchronnego końca - Ragnaroku. Całość jest raczej wyborem mitów niż w pełni spójną opowieścią  i daje czytelnikowi namiastkę wierzeń wikingów.
Książka Gaimana nie spełniła moich oczekiwań. Nie wiem, czy jest to wina samej publikacji, czy tego, czego od niej wymagałam, ale postaram się wyjaśnić swój punkt widzenia. Otóż, mitologia nordycka została już tyle razy przetworzona literacko, a jej wątki zaadaptowane w innych działach kultury, że chcąc nie chcąc, każdy z nas ma o niej jakiekolwiek pojęcie. Mam je i ja. Niestety, albo stety, ostatnio przefiltrowałam je przez pryzmat serialu "Wikingowie", więc w moich oczach mity nordyckie to nie tylko pasjonujące, ale i bardzo krwawe historie. I tu pojawia się mój problem z "Mitologią nordycką" Gaimana - drogi autorze, to są bajki dla dzieci. Owszem, przyznaję, we wstępie do tego zbioru opowieści autor zaznaczył, że stworzył zbiór historii do opowiadania przy ognisku i być może uszczknął z nich odrobinę brutalności, ale ja mam wrażenie, że to jakoś nie przystoi. Świat wikingów był jaki był, odzieranie go z krwi jest równie autentyczne (nawet w przypadku mitów) jak twierdzenie, że w średniowieczu każdy brał prysznic dwa razy dziennie. Jeśli jednak oderwę się od swoich oczekiwań, muszę stwierdzić, że wybór mitów autorstwa Gaimana to zbiór całkiem ciekawych i barwnych historii, które warto poznać, chociażby po to, by śledzić ich tropy w różnych dziełach kultury. Kilka dni po wysłuchaniu tej książki miałam przyjemność oglądać film: "Thor: Ragnarok" i muszę stwierdzić, że scenarzystom dość mocno pokręciła się genealogia. Gdyby nie Gaiman, pewnie bym tego nie zauważyła. I owszem, analogia mitologii i filmów o Thorze jest najprostszą z możliwych, ale wierzcie mi, że można je znaleźć w bardzo wielu książkach fantasy, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Bogami, którzy najczęściej pojawiają się w opowieściach Gaimana są Thor, Loki i Odyn. Niewątpliwie każdy z nich ma swój urok. Thor jest niemal niepokonanym wojownikiem, ale i nieco tępym mięśniakiem. Loki, owszem, góruje nad wszystkimi sprytem, ale jest też dowcipnisiem, któremu zdarza się przekraczać wszelkie granice przyzwoitości za co płaci często wysoką cenę. Natomiast Odyn wydaje się mądrym i potężnym władcą, który zapłacił wiele za swoje przymioty. Historie o nich wydają się wciągać ze względu na swego rodzaju autentyzm postaci i ich wewnętrzne słabości. Forma, na jaką postawił Gaiman, ma w sobie wiele z gawędy - w przypadku audiobooka miało to sporo uroku. Choć z lektorem miałam mały problem. Był nim Zbigniew Zamachowski i mam wrażenie, że jego głos nadał całości jeszcze bardziej bajowy wymiar. I gdzieś z tyłu mojej głowy czaiła się myśl, że wszystkie te historie opowiada mi bard Jaskier. W końcu Zamachowski grał go w serialu o Wiedźminie, o którym wszyscy pragniemy zapomnieć. Jednak miało to pewien specyficzny urok, choć przyznam, że radosna gawęda o końcu świata obu panom, przynajmniej w moim mniemaniu, nie wyszła.
"Mitologia nordycka" Neila Gaimana to z pewnością dobry i przystępny sposób na zapoznanie się z historiami, na których opierały się wierzenia dawnych Skandynawów. Jeśli oczekujecie porcji ciekawej gawędy, z pewnością nie będziecie zawiedzeni. Ale jeśli łakniecie krwawej autentyczności - poszukajcie innych źródeł.

6 komentarzy:

  1. Ja właśnie słucham audiobooka i mi z kolei głos lektora szalenie się podoba i pasuje do opowieści, którą zaserwował nam Gaiman. Samą Mitologię Nordycką oceniam nie przez pryzmat Wikingów, ale Thora: Ragnarok właśnie, ponieważ gdy słucham tych historii aktorzy sami stają mi przed oczami i to po prostu pasuje do nich pasuje.
    Teraz Zysk ma wydać wznowione "Mity Skandynawskie" Greena, może tam będzie bardziej brutalnie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Greena chętnie przeczytam ;) A co do lektora - może to kwestia mojego pamięci słuchowej, ale niektórzy aktorzy do końca życia będą dla mnie mówić głosem jednej postaci. Z kolei patrząc na bóstwa nordyckie, częściej wyobrażam sobie je według opisów z "Kłamcy" Ćwieka, może dlatego, że za dużo się tego naczytałam za młodu. Choć bohaterowie Marvela też mają swój nieodparty urok ;)

      Usuń
  2. Właśnie chciałam wspomnieć o "Mitach skandynawskich", o których mówi Kirima - może tam coś się znajdzie. Ja również chciałabym lepiej poznać tę mitologię, jednak materiałów źródłowych raczej brak. Może jakieś zagraniczne publikacje? Szkoda, że Gaiman zawiódł, ale właściwie tego się spodziewałam - wydawało mi się właśnie, że zrobił z tego miłe opowiastki dla każdego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem z materiałami źródłowymi w tym przypadku jest, niestety, zatrważający. Jest kilka anglojęzycznych publikacji, ale je też ciężko zdobyć. Dlatego też będę wypatrywać "Mitów skandynawskich". Co do Gaimana - nie wiedziałam, czego się spodziewać, bo to było moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Wiem już, że drugie podejście też zaliczam do nieudanych, więc trzeciego raczej nie będzie.

      Usuń
  3. Co wy się, ludzie, wszyscy czepiacie tego "Wiedźmina" naszego? Owszem, nie była to Gra o tron, ale jak na rok 2000 to był naprawdę niezły serial i dobrze się go oglądało :P
    A "Mitologia nordycka" w tym cudownym wydaniu jeszcze u mnie czeka na lekturę, ale wkrótce z całą pewnością się za nią zabiorę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polski serial o "Wiedźminie" był porażką na tylu płaszczyznach, że trudno wszystkie wymienić. Wspomnę, chociażby, o niespójności fabuły, niezgodności z książką i legendarnych już efektach specjalnych. I owszem, to był 2000 rok, ale istnieją filmy fantasy z lat osiemdziesiątych, które były znacznie bardziej realistyczne.
      A sama "Mitologia nordycka" ma, co prawda, piękne wydanie, ale jak dla mnie za mało w niej krwawego realizmu.

      Usuń