wtorek, 6 grudnia 2016

Dobry kryminał z marnym głównym bohaterem, czyli "Ofiara bez twarzy" Stefana Ahnhema

S.Ahnhem, "Ofiara bez twarzy", tłumaczenie E. Wojciechowska, Wydawnictwo Marginesy 2016.
Potrzebowałam audiobooka z dobrym kryminałem. A kto lepiej zna się na tego typu historiach jeśli nie wieloletni scenarzysta skandynawskich seriali sensacyjnych? Może i Stefan Ahnhem jest debiutantem w dziedzinie książek, ale ktoś, kto przełożył na język telewizyjny powieści o komisarzu Wallanderze, dostał ode mnie duży kredyt zaufania. "Ofiara bez twarzy" nie zawiodła.
Opowieść kręci się wokół Fabiana Riska, komisarza policji po czterdziestce, który, zmuszony okolicznościami, porzuca pracę w Sztokholmie i wraz z żoną i dwójką dzieci przeprowadza się do rodzinnego Helsingborga. Razem z rodziną planuje rozkoszować się sześcioma tygodniami urlopu, mającymi pozwolić im odbudować nadwątlone zaufanie i odnaleźć balans między domem, a pracoholizmem, z którym Risk się zmaga. Niestety, tuż przed przekroczeniem przez Fabiana progu nowego domu, dzwoni jego helsingborska szefowa, prosząc o pomoc w śledztwie. Nie dlatego, że komisarz ze stolicy jest ich jedyną nadzieją, ale ze względu na to, że brutalnie zamordowany i pozbawiony rąk mężczyzna, chodził z Riskiem do tej samej klasy. Jakby tego było mało, na miejscu zbrodni odnaleziono fotografię wszystkich uczniów wraz z nauczycielką, na której przekreślono twarz ofiary. Czy reszta klasy, w tym komisarz, powinni czuć się zagrożeni?
Choć zarys fabuły nie odbiega za bardzo od typowego skandynawskiego kryminału, Ahnhemowi udało się stworzyć coś nowego. Owszem, mamy brutalnie zamordowaną ofiarę, zagadkę i komisarza z problemami, ale autor zrezygnował z kilku kalek, przez co powieść staje się nieprzewidywalna. No, może specjaliści od tego rodzaju książek nadal będą mogli co nieco przewidzieć. Największą zaletą "Ofiary bez twarzy" jest narracja. Niemal cały czas trzecioosobowa (poza paroma fragmentami z dziennika, mieszającymi w fabule), pozwala nam towarzyszyć większości istotnych bohaterów. Przez co Fabian Risk nie jest jedynym, którego myśli, odczucia i wnioski poznajemy. Mamy dostęp do głów całej grupy śledczej, co pozwala obserwować, jak zgrany i dobrze działający organizm stanowi. W powieści widać wyraźną opozycję Fabian Risk - helsingborscy funkcjonariusze. Fakt, że nowemu trudno podporządkować się zasadom panującym na posterunku, niekoniecznie kreuje go na samotnego bohatera. Ciekawe jest również rozłożenie akcji na wątki przedstawiające działania szwedzkiej i duńskiej policji. Obie próbują rozwiązać poszczególne części tej samej sprawy, ale nie ma między nimi współpracy. Są za to ludzie bardziej skupieni na własnej karierze i sukcesach niż na pomyślnym wyniku śledztwa. Powieść Ahnhema, choć bezsprzecznie należy do literatury gatunkowej, porusza również wiele tematów społecznych od dyskryminacji i przemocy w szkole do seksistowskiego i opresyjnego traktowania kobiet. I niemal cały czas trzyma w napięciu.
Nie mam jednak zamiaru wystawiać debiutantowi cenzurki z samymi pochwałami. Ponieważ o ile większość bohaterów jest zbudowana bardzo spójnie i prezentuje się w sposób przekonujący, o tyle widnieje na tym obrazie jedna głęboka rysa - sam Fabian Risk. Niełatwo wymyślić wiodącą postać ze skandynawskiego kryminału, której jeszcze nie było, jednak ten pracoholik, niezdolny do poświęceń wobec rodziny wydaje się być na wskroś wtórny. Trudno znaleźć w nim nie tylko coś nowego, ale i cokolwiek interesującego. Jego upór w trzymaniu się własnych ścieżek i zatajanie informacji przed resztą grupy czasami są aż nienaturalne. Jakby po latach pracy w policji nadal nie zauważał, że bez pracy zespołowej niczego nie zdoła dokonać. Jest to też pierwszy bohater skandynawskiego kryminału, którego w żaden sposób nie udało mi się polubić. Jego wady są bowiem tak irytujące, że trudno przez ich pryzmat dostrzec jakiekolwiek zalety. 
Mimo tego, polecam "Ofiarę bez twarzy" tym, którzy przepadają za mrocznymi opowieściami o przemyślanych zbrodniach, oraz wszystkim, rozpoczynającym dopiero swoją przygodę z kryminałem. To kawałek bardzo dobrej prozy gatunkowej. Choć trochę przerażającej, przynajmniej w moim przypadku. Przyznam, że powieść Ahnhema była dla mnie dość specyficznym doświadczeniem, gdyż znam, przynajmniej dość pobieżnie, dużą część miejsc opisanych w książce. Poza tym trudno zasnąć, kiedy tuż przed snem słucha się o brutalnym morderstwie dokonywanym dwadzieścia kilometrów od domu. Szczególnie, gdy lektorem jest Mariusz Bonaszewski. Choć całość wypadła bardzo dobrze pod względem interpretacyjnym, muszę przyznać, że głęboki głos dobiegający ze słuchawek, w momentach największego napięcia, potrafił przestraszyć. Polecam, choć w środku bezsennej nocy, słuchacie/czytacie na własną odpowiedzialność. 

4 komentarze:

  1. Tytuł Twojej recenzji mówi wszystko o tej książce. To świetny kryminał, ale Fabian Risk jest do bani. Już kilka osób dołączyło do klubu "Nie lubimy Fabiana" - Ciebie również zapraszam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chętnie dołączę do klubu :) Nadal nie mogę się pogodzić z tym, że tak dobry kryminał ma tak słabego głównego bohatera :(

      Usuń
    2. W takim razie powinnaś przeczytać kolejną powieść Ahnhema - tam Fabian denerwuje jeszcze bardziej, a sądziłam, że jest to niemożliwe. Ale kryminał, znowu, bardzo dobry:)

      Usuń
  2. Szkoda, że ten główny bohater mało przekonywujący, podejrzewam, że inaczej książce nie byłoby co zarzucić. Jednak i tak się na nią skuszę, choć pewnie teraz będę bardziej świadomie doszukiwać się tych słabości postaci. ;)

    OdpowiedzUsuń