czwartek, 27 października 2016

"Immunitet" Remigiusza Mroza, czyli o tym jak całkiem ciekawa seria zmierza w stronę telenoweli

R. Mróz, "Immunitet", Wydawnictwo Czarta Strona, 2016.

Na samym początku przyznam się, że książki Remigiusza Mroza traktuję trochę po macoszemu. Otóż, nie czytam ich, a korzystam z audiobooków. Nie mam zamiaru wdawać się w dyskusje na temat tego, czy książka w wersji audio jest lepsza czy gorsza. Faktem jest jednak to, że czytając, całkowicie skupiam się na lekturze, natomiast słuchając audiobooka, wykonuję szereg innych czynności od gotowania przez sprzątanie, na zakupach kończąc. Do "Immunitetu" podchodziłam jednak trochę uważniej, ponieważ słuchałam go głównie podczas stanowczo zbyt długiej, nocnej jazdy autobusem na trasie Berlin-Kopenhaga, dlatego odważę się napisać kilka słów na temat kolejnej odsłony sądowo-towarzyskich perypetii Chyłki i Zordona. A jako, że to mój pierwszy tekst dotyczący tej serii, nie powstrzymam się odnośnie kilku komentarzy na temat ogółu przygód tego duetu.
"Immunitet" to coś pomiędzy kryminałem, a opowieścią z sali sądowej. Całą serię poleciła mi przyjaciółka, która uwielbia powieści, w których głównym wątkiem jest rozwiązywanie tajemnic dotyczących zbrodni. Niestety, powiedziała mi również, że Mróz pisze o prawnikach, co od początku trochę mnie zniechęciło, ponieważ, łagodnie mówiąc, nie przepadam za tą grupą zawodową. Nie potrafię sobie wyobrazić jak wielkie mniemanie trzeba mieć o sobie, aby odważyć się decydować, nawet w ramach określonych przepisów, o losie, winie lub niewinności drugiego człowieka. O bronieniu tych ewidentnie winnych i skazywaniu niewinnych nawet nie wspomnę. Ten rodzaj bufonady i arogancji od początku można było odnaleźć w dwójce głównych bohaterów. W "Immunitecie" coś jednak zaczyna w nich ewoluować i jest to niezaprzeczalny plus. 
Jeśli mowa już o prawniczej "nieomylności", warto wspomnieć o fabule. Na kartach "Immunitetu" Joannie Chyłce i Kordianowi Oryńskiemu przychodzi bronić najmłodszego w historii sędziego Trybunału Konstytucyjnego, który, jak szybko się okazuje, do krystalicznych postaci nie należy. Nie chcę jednak zdradzać zbyt wiele z, moim zdaniem, odrobinę przekombinowanej intrygi. Powiem tylko tyle, że autor każe nam sądzić, że mamy do czynienia z wielkim spiskiem. A jak jest naprawdę? Sami przeczytajcie (lub przesłuchajcie). Ponieważ warto, chociażby dla humoru, odwołań popkulturowych czy drobnych napomknięć o sytuacji politycznej w kraju (z punktu widzenia prawnika, oczywiście). Książka potrafi zaskoczyć w najmniej oczekiwanych momentach i wyjaśnia nam co nieco z pogrążonej do tej pory we mgle przeszłości Chyłki. Niezwykłą wisienkę na torcie znajdą też ci, którzy, tak jak prawniczka, znają na pamięć wszystkie płyty Iron Maiden.
Dużo słabszą stroną są definitywnie wątki towarzyskie. Kormak jakby stracił swoją ikrę, alkoholizm prawniczki wydaje się serią powtarzających się schematów, a wydarzenia między Kordianem i Joanną już tak długo mają status quo, że powoli przestaję się nimi emocjonować (może do momentu wielkiego finału). Kiedy dołączymy do tego wątki dotyczące ojca Chyłki i mecenasa Żelaznego fabuła zaczyna niebezpiecznie zbliżać się w stronę telenoweli. A jeśli nie do typowej opery mydlanej to do czegoś na wzór "Prawa Agaty" (emitowali to kiedyś na TVNie przed Wojewódzkim, o ile dobrze pamiętam ;))
Podsumowując, "Immunitet" nie jest książką wybitną. Pewnie można znaleźć tam kilka błędów, niedociągnięć, itd. Ale, przynajmniej w moim mniemaniu, nie ma to być arcydzieło, ale przyjemna lektura na leniwe popołudnie. Kolejna część przygód Chyłki i Zordona doskonale sprawdza się w tej roli. Nie wymagam od niej nic więcej.
A dla tych, którzy twierdzą, że słuchanie audiobooków to nie czytanie - pan Krzysztof Gosztyła jako lektor sprawdza się znakomicie. Nikt tak jak on nie potrafi oddać irytującego spowolnienia Lwa Buchelta i sprawić, że nie można doczekać się kolejnych słów opowieści. W porównaniu z nim nawet Anna Dereszowska wydaje się trochę nie miejscu, kiedy udziela swojego głosu Chyłce ;)
I jeszcze jedno - pisząc ten tekst, słuchałam Iron Maiden :)

2 komentarze:

  1. Zgadzam się Tobą w kwestii audiobooków - też lubię ich słuchać. Jestem osobą trochę zapracowaną i audiobooki pozwalają mi na załatanie czasu bez książki w ręku.
    Natomiast w kwestii Pana Mroza to jestem zdeklarowaną fanką i oczekuję tomu nr 5, który podobno się już pisze :-0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby piąty tom napisał się jak najszybciej, bo ciężko wytrzymać zbyt długo w takiej niepewności :)

      Usuń