piątek, 21 kwietnia 2017

Nieprzyjemny chaos pod płaszczykiem pozornej organizacji, czyli "Przypadek Justyny" Tomasza Piątka

T.Piątek, "Przypadek Justyny", Wydawnictwo Czarne, 2004.

Kilka tygodni temu zachwycałam się Tomaszem Piątkiem przy okazji recenzji "Kilku nocy poza domem". Teraz zastanawiam się, jak spod pióra jednego pisarza mogły wyjść dwie książki, napisane w pozornie podobnym stylu, które tak bardzo różnią się poziomem? Gdyby "Przypadek Justyny był pierwszą powieścią Piątka, jaką przeczytałam, od razu powiedziałabym jego twórczości "nigdy więcej!"
Pierwsza zasada recenzenta brzmi: jeśli trudno powiedzieć o czym była książka, nie zdradzając całej fabuły, spójrz na tył okładki. Dlatego też spojrzałam. Ale jeśli napiszę to samo, co wydawca, pomyślicie, że to zupełnie inna powieść. Bowiem wspomniany jest tam wątek kryminalno-paranormalny, o którym nie będę mówić, ponieważ znika pod naporem dygresji i nie zostaje rozwiązany. W "Przypadku Justyny" znajdziecie głównie nieskładne wspomnienia z dzieciństwa, najprawdopodobniej zmyślone historie wojenne i hardkorowe opowiadania porno. Czyli prawdopodobnie wszystko, czego nie chcecie czytać.
Zacznijmy od zalet. Książka Piątka ma jedną - jest krótka. Dzięki temu czytelnik, który tak jak ja, nienawidzi pozostawiać lektury niedokończonej, cierpi trochę mniej. Ale tylko trochę, bowiem końcówka to jakieś dwadzieścia stron pornohistorii i to takich, po których miałam koszmary. Ale zacznijmy od początku. Już na pierwszej stronie robi się nieprzyjemnie, ponieważ Piątek do takiego stopnia zwulgaryzował język powieści, że czasami trudno go zaakceptować. Ponoć cała książka oparta jest na teorii anempatii głoszonej przez głównego bohatera. Mówi ona o programowym braku emocji. Czy się udało? Nie wiem. Choć mam wrażenie, że tworząc powieść autor był pozbawiony empatii dla czytelnika. "Przypadek Justyny" to skondensowana przemoc, nieposiadająca żadnego usprawiedliwienia. W każdej dygresji, w każdym wątku pojawia się element brutalności lub wulgarności. Książka wzbudza we mnie wstręt, ale byłabym w stanie go znieść, gdyby wnosił jakiś sens. Jednak nie jestem w stanie go dostrzec. Powieść ta wydaje mi się workiem na obrzydliwe odpadki, które ktoś chciał na siłę złączyć razem za pomocą nieprzekonującej teorii. Naprawdę chciałam wyciągnąć z tej lektury coś budującego, ale jeśli miała coś przekazać, ja nie jestem w stanie tego dostrzec. Pytanie czy jest winą dzieła stworzonego przez autora czy mojej głupoty pozostawiam bez odpowiedzi.
Powiem krótko: nie czytajcie tej książki. Chyba, że lubicie pozbawione głębszego sensu powodzie brutalności i wulgarności. Albo nie przeszkadzają Wam one i jesteście w stanie przebić się przez "Przypadek Justyny" by znaleźć w nim zagubiony przeze mnie sens.

13 komentarzy:

  1. Hmmm... szkoda. :( Z wrodzonej przewrotności chyba po nią sięgnę. ;) Naprawdę szkoda, że Ci się nie spodobała, w tym czasie inna książka być może zapewniłaby satysfakcję czytelniczą. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieumiejętność pozostawienia niedokończonej książki jest moim przekleństwem. Każdej lekturze chcę dać szansę i mam złudną nadzieję, że może się jeszcze poprawić :)

      Usuń
    2. Ja też nie potrafię rzucić książką o ścianę i dać sobie z nią spokój, zawsze muszę doczytać do końca, do końca nie wiem, czy to dobry nawyk. ;)

      Usuń
  2. Jeśli jedyną zaletą książki jest to, że nie ma wielu stron, to znaczy, że jest źle. Bardzo nie lubię rozczarowywać się literaturą, zwłaszcza wtedy, gdy nabiorę się na opis z okładki. Chyba nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobra decyzja. Tej książki czytać nie warto :)

      Usuń
  3. Bardzo chętnie czytam recenzje krytyczne.To mi daje spory zapas oszczędności czasowych.
    Dziękuję zatem i...nie reflektuje jednak na taki gatunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy tylko mogę, staram się ostrzegać przed złymi książkami :)

      Usuń
  4. Ohhh kompletnie nie dla mnie. Nie ma szans bym po nią sięgnęła i ląduje na czarnej liście. Brutalność i wulgarność - nie ma się czym zachwycić, nie lubię i koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię zbędnej brutalności i wulgarności. Ta książka jest nimi przesiąknięta, więc nie polecam :)

      Usuń
  5. Zdecydowanie nie dla mnie, ale rec3mzja bardzo mi się spodobała i chętnie zaobserwuje bloga 😊

    Zapraszam również do siebie http://zofiawkrainieksiazek.blogspot.gr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mam nadzieję, że udało mi się ostrzec przed złą książką :)

      Usuń
  6. Dziękuję za przestrogę :)
    Okupienie lektury koszmarami oznacza rzeczywiście traumatyczne doznanie czytelnicze - mam nadzieję, że przerażające wizje szybko wyparują z Twojej głowy, a Ty sama otrząsniesz się z niesmaku. Niestety, czasami przychodzi nam płacić wysoką cenę za konsekwencję. Rozumiem doskonale, czym jest nieumiejętność porzucenia rozpoczętej lektury, ponieważ i ja sama staram się dokończyć raz otworzoną książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nieumiejętność porzucania lektury w trakcie to moja zmora. Jeśli dołączymy do tego tendencję do nocnych koszmarów zamieniam się w czytelnika nadwrażliwego, który niektórych książek powinien po prostu unikać. Dlatego też staram się ostrzegać wszystkich przez traumatyzującymi lekturami :)

      Usuń