czwartek, 14 września 2017

O zbrodni w medialnym bagnie, czyli "Prime time" Lizy Marklund

L.Marklund, "Prime time", tłumaczenie E.Frątcak-Nowotny, Wydawnictwo Czarna Owca, 2010.

Liza Marklund jest poczytną autorką skandynawskich kryminałów. Sama mam jednak do jej książek stosunek ambiwalentny. Owszem, czytam je, dzielnie wypożyczam z biblioteki kolejne części cyklu o Annice Bengtzon i pewnie będę to robić nadal, ale za każdym razem boję się rozczarowania. Ponieważ jedna z powieści Marklund już mnie zawiodła. Na szczęście, tym razem było inaczej i "Prime time" naprawdę mnie wciągnęło.
"Prime time" to trzeci tom opowieści o sztokholmskiej dziennikarce Annice Bengtzon. Tym razem zbiera ona informacje o morderstwie prezenterki telewizyjnej. W zamku na odludziu nagrywano program dla jednego z kanałów. Po zakończeniu nagrań część ich uczestników postanowiła razem świętować Noc Świętojańską, nie żałując sobie przy tym alkoholu. Impreza skończyła się, gdy nad ranem w wozie transmisyjnym uczestnicy zabawy odnajdują zwłoki. Czy zabił ktoś z nich? Czy komuś udało się zakraść na posesję? I czy idealny wizerunek gwizdy telewizyjnej Michelle Carlsson miał coś wspólnego z rzeczywistością?
Świat telewizji to cukierkowa wizja, którą serwują nam media. Prawda bywa jej odwrotnością. Kapryśnych gwiazd nienawidzą całe ekipy, a uśmiechnięte prezenterki poza planem płaczą w poduszkę. Wszystko to podszyte jest walką o bycie na wizji. W takim środowisku każdy ma motyw. Do tego umieszczenie miejsca akcji na odludziu ogranicza ilość podejrzanych. "Prime time" to klasyczny kryminał, w którym winnym może być każdy. Dlatego też trudno znaleźć mordercę. To, że śledczych zastępuje dziennikarka, tylko podkręca tempo. Nie patrzymy bowiem na świat mediów okiem kogoś z zewnątrz, ale kobiety, która zna to środowisko od podszewki. Annikę Bengtzon nie łatwo jednak omamić - dzięki przyjaciółce pracującej podczas nagrania dowiaduje się ona wiele o relacjach między poszczególnymi uczestnikami feralnej zabawy. Niestety, bliska osoba wśród podejrzanych nie ułatwia jej zachowania obiektywizmu. Tak samo jak fakt, że na tej liście znajdują się także pracownicy jej gazety, w tym felietonistka, której głównym hobby było pisanie złośliwych komentarzy pod adresem Michelle Carlsson. "Prime time" to dobrze skonstruowana intryga o morderstwie w świecie mediów, ale nie tylko. To także opowieść o samej Annice Bengtzon walczącej o własną wolność i feministyczne wartości. Kobieta ta wróciła niedawno z urlopu macierzyńskiego, próbuje na nowo odnaleźć się w pracy po latach poświęconych wyłącznie dzieciom. W tym czasie jej mąż spełniał wyłącznie swoje ambicje i nie zauważał, jak wiele poświęca jego żona. Po jej powrocie do pracy, kiedy mężczyzna ma się zająć swoimi pociechami przez jeden weekend, nie dość, że sobie nie radzi, robi karczemne awantury i wywołuje u Anniki niepotrzebne wyrzuty sumienia. Ten rodzaj szowinistycznej manipulacji, z którą kobieta musi sobie radzić na co dzień jest przerażający. Warto wspomnieć o jeszcze jednym wątku tej książki. Marklund, jak zawsze w swoim cyklu, opisuje także pracę gazety codziennej. Tym razem i tam wiele się dzieje. Kobieta zostaje wciągnięta w wewnętrzne konflikty o władzę. W ich obliczu nasuwa się pytanie: czy redaktorem naczelnym powinien być ten, który tworzy gazetę, czy ten, kto sygnuje ją swoim nazwiskiem i nie wie nic o pracy redakcji i jej pracownikach. 
"Prime time" to pojemna powieść, która zawiera zarówno ciekawe opisy medialnych przepychanek jak i zagadkę śmierci osoby z pierwszych stron gazet. I choć akcja czasami snuje się zamiast wartko posuwać się do przodu, warto wziąć tę pozycję Marklund pod uwagę w trakcie poszukiwań lekkiej, tramwajowej lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz